Przypadek profesora M.

Było to w trakcie konferencji, którą rzecznik praw obywatelskich zorganizował, odpowiadając na inicjatywę JOW (jednomandatowych okręgów wyborczych).

Aktualizacja: 27.05.2009 23:44 Publikacja: 27.05.2009 23:40

[b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/05/27/przypadek-profesora-m/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Od lat walczy ona o większościowe wybory w Polsce, m.in. zebrała w tej sprawie 800 tys. podpisów, i jest ruchem, który budzić może nadzieję, ale nie o niej będzie. Będzie o znanym politologu, profesorze M. Nie przytaczam nazwiska, gdyż chodzi nie o osobę, ale środowisko, które naukowiec ów reprezentuje w sposób wręcz doskonały.

Od momentu przybycia na konferencję widać było dyskomfort, jaki wywołała u niego konieczność obcowania z jej uczestnikami. Swoją postawę steoretyzował, mówiąc – dosłownie – że chętnie wymieniłby "nieudanych polskich obywateli" na kogoś innego. Pomysł upodmiotowienia ich – a temu służyć ma inicjatywa JOW – budzić mógł więc u profesora M. wyłącznie odrazę.

Dopytywany o źródło tak kategorycznych sądów oświecił zebranych, że to po prostu wiedza wywiedziona z empirycznych badań. Ich podstawą są: frekwencja wyborcza, zainteresowanie życiem politycznym, orientacja w formalnie organizujących je zasadach, wiedza o postaciach w nim funkcjonujących i zajmowanych przez nie stanowiskach. Zestawiając te dane, mierzymy jakość obywateli.

Profesorowi nie przyszło do głowy, że odmowa uczestnictwa w wyborach, które nie mają wpływu na rzeczywistość albo choćby nie dają realnej alternatywy, nie musi być przejawem obywatelskiej abnegacji tak jak obojętność wobec potwornie skomplikowanych procedur (np. w UE), których wpływ na rzeczywistość jest znikomy. Z faktu, że frekwencja wyborcza w III RP się obniżała, profesor M. wyciągał jeden wniosek: obywatele się psuli. Nie mogło mu wpaść do głowy, że to elity, do których przynależność demonstrował każdym gestem, zrażają obywateli do uczestnictwa w świecie pozoru.

JOW stanowi przejaw najautentyczniejszej inicjatywy obywatelskiej, a jednostronność, którą niekiedy dostrzegamy u jej aktywistów, jest ceną ich zaangażowania. W profesorze M. budzili oni co najwyżej niechęć. Jak świadczy to o jego obywatelskich kwalifikacjach?

[b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/05/27/przypadek-profesora-m/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Od lat walczy ona o większościowe wybory w Polsce, m.in. zebrała w tej sprawie 800 tys. podpisów, i jest ruchem, który budzić może nadzieję, ale nie o niej będzie. Będzie o znanym politologu, profesorze M. Nie przytaczam nazwiska, gdyż chodzi nie o osobę, ale środowisko, które naukowiec ów reprezentuje w sposób wręcz doskonały.

Komentarze
Kamil Kołsut: Czy Andrzej Duda trafi do MKOl i dlaczego Donald Tusk nie ma racji?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?