stał się z tego powodu celem ostrego ataku niemieckich konserwatystów. Najważniejsza gazeta tego środowiska „Frankfurter Allgemeine Zeitung” uważa, że Westerwelle zaraził się od Polaków wirusem antysteinbachowskiego szaleństwa. I powinien się zastanowić, jakiemu krajowi chce służyć jako szef dyplomacji.
Trudno o poważniejszy zarzut wobec szefa MSZ. A Westerwellemu chodzi o prawdziwe pojednanie z Polską, co leży w interesie Niemiec. Takiego pojednania nie będzie bez zrozumienia dla polskiej wrażliwości historycznej, do czego kluczem jest zrozumienie stosunku do Steinbach.
Westerwelle rozumie, dlaczego Polacy nie godzą się na to, by w gremium decydującym o upamiętnieniu wysiedleń zasiadała osoba (Erika Steinbach), która głosowała przeciwko traktatowi granicznemu z Polską.
Dziwne, że nie rozumie tego tak wielu polityków i publicystów niemieckich. Dziwne, że nie rozumieją, dlaczego nie podoba się to, iż Steinbach zbudowała swoją karierę polityczną na kłamstwie o straconych stronach ojczystych w Polsce. Dziwne, że nie pamiętają, iż chciała uzależnić członkostwo Polski i Czech od „uleczenia zbrodni wypędzenia”. Dziwne, że nie zauważają, jak niewiele się od tego czasu zmieniła, poza tonem niektórych wypowiedzi.
Postawa Westerwellego jest tym bardziej cenna, że jako lider opozycji, sześć lat temu, krytykował ówczesnego kanclerza Gerharda Schrödera za „przytakiwanie obawom” Polaków w sprawie upamiętniania wysiedleń. Teraz, jako szef niemieckiej dyplomacji, posługuje się argumentami jak z „Rzeczpospolitej”. Miejmy nadzieję, że ta pochwała nie przysporzy mu dodatkowych kłopotów. Że nie zostanie potraktowane jak pocałunek śmierci od nosiciela najgorszej mutacji antysteinbachowskiego wirusa.?