W sobotę wieczorem demonstranci protestujący pod siedzibą TVP Info agresywnie zaatakowali Magdalenę Ogórek, a nagranie z tego zajścia tzw. viralem rozeszło się po internecie. To niestety dowód na to, że po zabójstwie Pawła Adamowicza w polskiej polityce niewiele się zmieniło. Spirala polskiej nienawiści rozkręca się dalej.
Nienawistnych komentarzy w internecie nie ubyło, a okropnie rozgrzane emocje w debacie publicznej wcale nie ostygły, wręcz przeciwnie. Czy trudno znaleźć w mediach społecznościowych obrzydliwe komentarze pochwalające napaść na Ogórek? Oczywiście, nie. Wielu wręcz żałuje, że skończyło się na zastraszaniu, groźbach i blokowaniu jej wyjazdu z pracy. A co przerażające, komentatorzy w pełni zrzucają z siebie odpowiedzialność za taką agresję, pisząc często wprost: to PiS jest agresywny, nie my, po prostu próbujemy potraktować PiS tak samo, jak on traktuje nas...
Tuż po zabójstwie Adamowicza rozmawiałem z jednym z wysokich urzędników. Mówił, że już od dawna boi się chodzić po mieście, jeździć po kraju. Jego przełożony został zaatakowany na szkolnej imprezie swoich dzieci. A jego samego zaczepiają już nawet w środkach komunikacji miejskiej. To oznacza, że ta taktyka jest skuteczna. Nielubianych polityków i urzędników łatwo zastraszyć. Wielu, niestety, wyciągnie z tego wnioski, że trzeba być jeszcze bardziej agresywnym, że czas przejść od słów do czynów. Ewidentnie z tragicznych wydarzeń w Gdańsku nie wyciągnęli żadnych wniosków.
Na szczęście politycy zdecydowanie potępili sobotnią napaść. Choć wiec był antyrządowy, nikt poważny ze strony przeciwnych PiS polityków czy komentatorów tego ataku nie pochwalił. Działacze wszystkich partii stanowczo skrytykowali zachowanie demonstrantów, a najtrafniej skomentowała je dziennikarka „Gazety Wyborczej” Dominika Wielowieyska, pisząc że „to wydarzenie miało cechy linczu”.
Ale skoro po zabójstwie Adamowicza wszyscy tak dokładnie przyglądaliśmy się przekazom PiS i TVP, i to w nich doszukiwaliśmy się przyczyn rozgrzanych do czerwoności społecznych emocji, to dziś powinniśmy spojrzeć w drugą stronę. Bo jeśli największe autorytety wzywają otwarcie do „obalenia PiS”, co czynił wielokrotnie np. Lech Wałęsa, to czy opozycja może dziś twierdzić, że ich problem podgrzewania społecznych emocji nie dotyczy? Obie strony sporu powinny wreszcie wziąć odpowiedzialność za olbrzymi poziom społecznej nienawiści. Bo jeśli wcześniej wzywa się do Majdanu w Warszawie, to trudno być dziś wiarygodnym, krytykując demonstrantów, którzy przecież „ledwo” blokowali współpracowniczce TVP wyjazd z pracy. Za coraz bardziej rozkręcającą się spiralę polskiej nienawiści odpowiedzialność ponoszą obie strony konfliktu. A przekomarzanie się, niczym w przedszkolu, kto jest winny bardziej, a kto mniej, prowadzi donikąd.