Kiedy po prywatyzacji infrastruktury kolejowej w 1996 r. w Wielkiej Brytanii doszło do serii poważnych katastrof kolejowych (np. w 1999 r. obok Ladbroke Grove zginęło aż 31 osób, a w 2002 r. w Potters Bar ofiar było siedem), trwała ostra debata nad polityką wobec kolei. Na torysów, którzy w połowie lat 90. zdecydowali o prywatyzacji, sypały się gromy. Nikomu nie przyszło do głowy, aby udawać, że w tych sprawach polityka jest nieobecna. Oczywiście ich bezpośrednie przyczyny były techniczne (niewidoczny semafor czy zepsuta zwrotnica), ale nikt nie udawał, że nie ma to związku ze strategicznymi decyzjami, które podejmowali politycy. Było wiadomo, że choćby w Ladbroke Grove katastrofy udałoby się uniknąć, gdyby działał specjalny system zapobiegania kolizjom, który jednak nie został zainstalowany z powodu oszczędności. Wszystko to było konsekwencją strategicznych decyzji rządu Johna Majora.

Zaklęcia o unikaniu polityki słyszeliśmy – w innej oczywiście skali – zaraz po 10 kwietnia. Najgłośniej zgłaszali je ci, którzy politycznie ponosili największą winę za to, co się stało. Winę, o której możemy uczciwie mówić, choć przecież nie mamy pojęcia o bezpośrednich przyczynach katastrofy tupolewa. (Ciekawe, że ci sami, którzy wtedy już godzinę po niej wiedzieli, iż winni są piloci i prezydent, teraz apelują, żeby z wnioskami na temat katastrofy pociągów wstrzymać się do czasu zakończenia prac komisji wypadków kolejowych.)

Próby odpolityczniania katastrof to po prostu chęć chronienia własnych pleców. Owszem, każde zdarzenie ma swoje bezpośrednie powody. Załóżmy – to jedynie przykład – że okazałoby się, iż dyżurny ruchu wpuścił pociąg na niewłaściwy tor albo że maszynista nie spostrzegł sygnału „stop". Na tym prace skończy komisja, ale to nie koniec łańcucha przyczyn. Ciągnąc go dalej, trzeba spytać, czemu na polskich kolejach nie istnieje system, który technicznie uniemożliwia jazdę dwóch pociągów na czołowe zderzenie? Czemu stan infrastruktury kolejowej jest tak dramatyczny? Czemu pociągi prowadzą pojedynczy maszyniści? Dlaczego Platforma zdecydowała, żeby przekierować fundusze europejskie z kolei na drogi?

Pośrednio za katastrofę odpowiadają politycy i żadne zaklęcia tego nie zmienią. Od polityki nie ma tu ucieczki.