O deregulacji – wtedy jeszcze mówił o 41 zawodach. Rozmawialiśmy o przeszkodach, o potężnym lobby, o grupach nacisku, którym nadepnie na odcisk, a które ze swojej strony potrafią dotrzeć do polityków i znajdą sojuszników w samym sercu partii Gowina. Byłem pod wrażeniem klarownego, wolnościowego myślenia o rynku pracy i przełamywania korporacyjnych barier utrudniających rozwój małej przedsiębiorczości.
Nie mam co powtarzać tych wszystkich argumentów, Jarosław Gowin sam na stronach Opinii „Rzeczpospolitej" pisze dziś o wartościach, w imię których zdecydował się stworzyć ustawę deregulacyjną.
Jedyne, co mogę dodać, to odczytać notatkę, którą zrobiłem po spotkaniu. „Przy wyjściu powiedziałem kurtuazyjnie: niech Pan tylko nie straci wiary w to wszystko. Gowin przystanął i bardzo poważnie: nie stracę. To jedyny sens tkwienia w polityce".
W drodze powrotnej zgubiłem się w pustych korytarzach Ministerstwa Sprawiedliwości. Chwilę krążyłem, kilka pięter schodziłem, zanim znalazłem strażnika, który przyznał, że wieczorem poza ministrem i nim samym, oczywiście, nie ma w gmachu żywej duszy. „I z kim on pójdzie na tę wojnę...?" – zakończyłem wpis w notatniku.
A jednak, w projekcie ustawy deregulacyjnej zachowane zostały wszystkie zawody, o których rozmawialiśmy, nie 41, ale 49. Oczywiście nie obeszło się bez ustępstw wobec najbardziej krzykliwych grup, ale przynajmniej otwarte zostały drzwi.