To przecież to prokuratorskie postępowanie związane z aferą gruntową było formalną podstawą usunięcia go przez Donalda Tuska. Formalną, bo naprawdę chodziło o zemstę za rozpętanie afery hazardowej. Ci politycy PO, którzy robili przestępcę z Kamińskiego, człowieka kryształowej uczciwości, powinni się dziś zapaść pod ziemię.
Oczywiście teraz zostanie uruchomiona kolejna kampania. Koledzy dziennikarze zaangażowani na froncie wojny z IV Rzeczpospolitą mają szczególne podejście do rzeczywistości. Gdy chodzi o obronę racji ludzi podejrzanych o korupcję, szczególnie podejrzanych w tamtym „straszliwym okresie", przypominają adwokatów.
Szukających każdego przecinka, kruczka, prawnej wątpliwości, by wybronić kogoś, kto na milę zalatuje szemranymi klimatami. Wieczorami oglądają filmy o dzielnych stróżach prawa, którzy szukają sprawiedliwości, nawet na skróty. Kibicują im. A następnego dnia ruszają do swych redakcji, aby polskim czyścicielom rzucać pod nogi kłody. I nawet wtedy, gdy już ich usuną ze stanowisk, nadal będą się na nich mścić.
Z kolei, gdy trzeba szukać rozprawy z czyścicielami, nawet na gruncie sądowym, ci sami dziennikarze zmieniają się w oskarżycieli. Mój sympatyczny kolega ze studiów, Bogdan Wróblewski, dziś w „Gazecie Wyborczej", już nieraz próbował wychowywać sądy. Tłumacząc im, że litera prawa literą, ale gdy chodzi o rozprawę z IV RP, wymiar sprawiedliwości powinien formułować szersze tezy - wykazujące całą ohydę tamtego systemu. Systemu opresji dla przekręciarzy. Teraz też przeczytamy, że sąd powinien napiętnować mechanizm, a nie napiętnował. „Brak znamion przestępstwa". Jakież to niesprawiedliwe!
A moim zdaniem zatriumfowała sprawiedliwość. Ale drobną refleksję dedykuję też kolegom z prawicy. To prawda, prokuratura, zrazu zależna od rządu, potem już nie, zachowywała się w tej sprawie jak służka polityków. Jednak sąd okazał się na zamówienia niewrażliwy. Jeśli III RP to - jak twierdzicie - nowy PRL, wskażcie takie niekorzystne dla władzy wyroki w procesach politycznych czasów komunizmu.