Przypomnijmy, że Kościół (wspierany przez wyznania niekatolickie) uważa, iż taki odpis nie zrekompensuje strat w przychodach, spowodowanych likwidacją Funduszu Kościelnego. Zwłaszcza w pierwszych latach obowiązywania nowego prawa dalece nie wszyscy katolicy skorzystają z tej możliwości.
Kościół postulował więc, by wysokość odpisu (jak w wielu innych krajach) była wyższa. A prowadzący negocjacje minister Boni sugerował, że rzecz nie jest przesądzona, iż możliwy będzie kompromis. „Lepiej dać sobie trochę czasu na rozmowy, niż na siłę forsować zmiany i spalić proponowane rozwiązanie poprzez konflikt" - mówił jeszcze w ubiegłym tygodniu.
Ale premier zdecydował się przeforsować właśnie zmiany na siłę i rozpalić konflikt. Wyłania się pytanie - dlaczego?
Trudno uciec od hipotezy, że ma to związek z kryzysem Platformy. Z sondażem, w którym PO spadła poniżej PiS, i z rozpowszechnieniem w mediach (w tym mainstreamowych) przekonania, że rządzącej partii nie chodzi już o nic poza utrzymaniem władzy. W tej sytuacji Tusk chce odwołać się do antyklerykalnych emocji części społeczeństwa. Wie, że ze względu na kryzys nie będzie mógł dać ludowi chleba. Da więc części tego ludu igrzyska.
Nie jest to zaskoczeniem, bo już od kilku lat kierownictwo Platformy prowadzi kontrolowany flirt z kulturową lewicą. Mają wspólnego wroga, czyli konserwatywną prawicę. Wspólny wróg z reguły zbliża. W dodatku właśnie po lewej stronie sceny znajdują się niewykorzystane - z punktu widzenia PO - pokłady wyborców. Ich przejęcie od Palikota i SLD wzmocniłoby Platformę.