Franciszek chce być prostym sługą wszystkich, przede wszystkim najsłabszych i najmniejszych. Niby nic nowego, wszak jego poprzednicy też swój urząd rozumieli jako służbę, też mówili o miłości, o słabych i cierpiących. Ale to Franciszek poprzez swoje gesty pokazuje, że rzeczywiście chce być jak najbliżej zwykłych ludzi.

„Strzec" – to słowo padało najczęściej. Czyli opiekować się, szanować, troszczyć się z miłością. Wierzący powinni strzec wiary Chrystusa, by strzec innych; wierzący i niewierzący – szanować każde stworzenie i środowisko, w którym żyjemy. O opiekowanie się stworzeniem, czyli ludźmi im powierzonymi, o strzeżenie „Bożego planu wypisanego w naturze" prosił papież Franciszek liderów politycznych i ekonomicznych. Słowa homilii potwierdzają, że nowy papież ponad wszelką wątpliwość będzie przeciwny eksperymentom godzącym w naturę człowieka. Papież odwoływał się nie tylko do św. Franciszka, ale i do św. Józefa, którego wrażliwość – podkreślał – wynikała z jego siły. Warto o tym pamiętać.

Widać, że Franciszek nie ma kompleksu poprzedników. Wspominał obu, choć nie naśladuje stylu żadnego z nich. Ma swój własny, którym chce zarazić Kościół. Składają się nań skromność i prostota. I taka była liturgia – prosty papieski ornat, ołtarz i pozbawiony dekoracji plac św. Piotra.

Niegodziwością jest twierdzenie, jakoby gesty Franciszka były robione pod publiczkę, po to, aby się przypodobać. On po prostu taki jest. I takiego wybrali go kardynałowie, ufając Duchowi Świętemu, że Kościół i świat właśnie takiego papieża potrzebują.

Franciszek wysłał także znaczący sygnał do chrześcijan Wschodu. Podczas mszy ewangelię odśpiewano po grecku, czyli w języku, w którym została spisana. Znaczące, że na inaugurację nowego pontyfikatu przyjechał patriarcha Bartłomiej I i że papież mówi o sobie jako biskupie Rzymu, który swoją misję w Kościele powszechnym widzi jako przewodniczenie w miłości. Niesie to nadzieję całemu chrześcijaństwu.