Kiedy SLD sprzeciwiał się inicjatywom powszechnego uwłaszczenia, to wśród zarzutów stawianych temu ugrupowaniu przez prawicę był i taki, że broni ono peerelowskiej przeszłości.
Ale przecież chodzi nie tylko o takie spory.
Żadne państwo nie może pozostawać obojętne wobec kwestii symbolicznych. Znamienne są zatem również sytuacje, w których postkomuniści nie zgadzają się na honorowanie żołnierzy wyklętych, zarzucając im pospolity bandytyzm czy morderstwa na tle antysemickim. W tym przypadku chodzi raczej o grę na wymierający elektorat utrwalaczy władzy ludowej, który jednak wciąż dorzuca trochę przydatnych głosów do politycznej rywalizacji.
Oczywiście za kilka pokoleń można sobie wyobrazić taki stan rzeczy, w którym Polacy porozumieją się politycznie co do obrazu XX-wiecznych dziejów, prowadzenie polemik zostawiając historykom. Nie wiadomo tylko, jaka to będzie wizja. Obrońcy dorobku PRL są kurczącą się mniejszością. Łatwo więc sobie wyobrazić czasy, w których ich wizja historii nie będzie miała racji bytu. Równocześnie jednak coraz więcej jest Polaków niepamiętających epoki realnego socjalizmu. Dla nich stan wojenny to bajka o żelaznym wilku. Jeśli będą pozbawieni świadomości historycznej, to możliwy jest i taki wariant, w którym jakaś radykalna lewicowa formacja po objęciu władzy będzie sławić PRL jako okres powszechnego bezpieczeństwa socjalnego.
Historię piszą bowiem zwycięzcy. Tak jest też w przypadku zmian nazw ulic, demontowania pomników, odbierania tytułów honorowych obywateli miast. Dziś są to zazwyczaj akty usuwania pozostałości komunizmu, choć pewnie znajdą się pięknoduchy uznające takie działania za akty barbarzyństwa. Jednak trzeba też brać pod uwagę to, że zawsze mogą przyjść czasy, w których zmieni się wiatr historii. A wtedy dzisiejsi bohaterowie mogą zostać okrzyknięci zbrodniarzami.