Premier bałamuci wyborców

Nic tak dobrze nie robi partii politycznej w kłopotach jak powrót do chlubnych korzeni. Szczególnie jeśli jest to powrót do haseł, które są nośne społecznie

Publikacja: 20.06.2013 10:00

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

A w Polsce z pewnością za takie można uznać apele o rozprawienie się z nadużyciami, jakich dopuszcza się klasa polityczna.

Kiedy więc Platformie Obywatelskiej przydarzyło się coś takiego, jak ostatnia afera z przeznaczaniem pochodzących z państwowego budżetu pieniędzy na wina, cygara i inne przyjemności, na twarzy Donalda Tuska pojawiła się marsowa mina, zwiastująca zrobienie czegoś spektakularnego, aby poprawić wizerunek formacji rządzącej.

I oto dowiadujemy się, że PO planuje wystąpić z inicjatywą, której celem jest likwidacja subwencji dla partii politycznych. Mamy tu kwintesencję platformerskiego populizmu. Wiadomo już, że żadne inne ugrupowanie w parlamencie nie poprze takiego pomysłu, więc nic się nie zmieni. I dobrze.

Trudno nie zgodzić się z Leszkiem Millerem, który na temat hipotetycznej sytuacji braku subwencji powiedział rzecz następującą: „partie będą finansowane przez grupy biznesmenów, będzie korupcja polityczna. Były takie lata, gdzie partie polityczne były finansowane za pomocą cegiełek. Przychodzili biznesmeni z walizką pieniędzy i kupowali takie cegiełki. Nie chcemy wracać do tamtych czasów".

Nie sposób też odmówić słuszności Tomaszowi Lisowi, który całą sprawę skomentował słowami: „Niezależnie od tabloidowego jazgotu i populistycznych umizgów wielu polityków, i to z każdej strony politycznego spectrum, uważam, że nasi najważniejsi politycy zarabiają za mało. Nikt mnie nie przekona, że normalny jest kraj, w którym premier RP zarabia mniej niż dobry reporter Faktów TVN czy Wydarzeń Polsatu. To jest po prostu groteska". Lis dodał, że szef rządu powinien „zarabiać dość, by nigdy nie myśleć o pieniądzach własnych".

Reklama
Reklama

Tymczasem premier obwieszczając wszem wobec, że potępia praktyki, na których została przyłapana jego formacja, może zaimponować naiwnym wyborcom swoją – w gruncie rzeczy pozorną – bezkompromisowością. Donald Tusk swoim pokazowym atakiem na bawiącą się za pieniądze podatników klasę polityczną po raz kolejny postanowił uzyskać poparcie społeczne bałamutnymi argumentami. Najlepiej przecież wysuwać efektowne postulaty, których i tak nikt spośród liczących się graczy nie chce zrealizować.

A w Polsce z pewnością za takie można uznać apele o rozprawienie się z nadużyciami, jakich dopuszcza się klasa polityczna.

Kiedy więc Platformie Obywatelskiej przydarzyło się coś takiego, jak ostatnia afera z przeznaczaniem pochodzących z państwowego budżetu pieniędzy na wina, cygara i inne przyjemności, na twarzy Donalda Tuska pojawiła się marsowa mina, zwiastująca zrobienie czegoś spektakularnego, aby poprawić wizerunek formacji rządzącej.

Reklama
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Co ma Kaczyński, czego nie ma Tusk? I czy ma to Sikorski?
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kłamstwa Brauna o Auschwitz uderzają w polską rację stanu. Czy ten scenariusz pisano cyrylicą?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Grzegorz Braun - test przyzwoitości dla Jarosława Kaczyńskiego
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Kto ma decydować o tym, kto może zostać wpuszczony do kraju?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Relacje z Trumpem pierwszym testem, ale i szansą dla Nawrockiego
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama