Kolejnym przykładem, że trzeba umawiać się precyzyjnie jest odmowa udziału Roberta Lewandowskiego i Jakuba Błaszczykowskiego w reklamie firmy Orange – sponsora piłkarskiej reprezentacji Polski. Uznali oni bowiem, że sponsor wykorzystuje umowę z PZPN, by reklamować się nie przy reprezentacji Polski, tylko dzięki gwiazdorom Borussii Dortmund. Zawodnicy argumentują, że choć firma Opel jest sponsorem ich klubu, to za znaną reklamę z udziałem także Łukasza Piszczka, dostali dodatkowe pieniądze.

Odzywają się już głosy, że Lewandowski zamiast domagać się dodatkowej kasy, powinien grać dla Polski tak dobrze jak dla Borussii, ale to argument populistyczny. Sponsorów reprezentacji jest wielu, wiadomo, że każdemu zależałoby na wykrojeniu Lewandowskiego, Błaszczykowskiego i jeszcze może Wojciecha Szczęsnego z ogólnej mizerii polskiej piłki i używanie ich twarzy w reklamach, bo kojarzą się jako ludzie sukcesu.

A z drugiej strony PZPN znakomicie wie, że bez nich wizerunek reprezentacji traci ogromnie na wartości. Dlatego zanim podpisze się umowę, trzeba rozmawiać z prawnikami, bo Zbigniew Boniek nie może już krzyknąć na Lewandowskiego tak jak na piłkarzy podczas mundialu w Korei (2002), gdy domagali się dodatkowych pieniędzy za swoje twarze na kubkach z logo PZPN.

Nie popadajmy w kompleksy, takie konflikty interesów to dziś w sporcie norma. Niedawny kolega Lewandowskiego z Borussii Mario Goetze przyszedł na konferencję prasową swego nowego klubu Bayernu w koszulce Nike i natychmiast zagrożono mu karą, bo Bayern ma umowę z Adidasem.

Ale nie ma strachu: Boniek i Lewandowski się dogadają, choć za sobą nie przepadają, bo obaj doskonale znają prawa tego rynku. Prezes PZPN użyczający swego wizerunku biznesowi hazardowemu nie może cisnąć kamieniem w tego, kto walczy o swoje bez omijania prawa.