Jang Song Taek - skazany przez swego okrutnego bratanka na karę śmierci został jakoby obnażony i wraz z pięcioma współpracownikami wrzucony do klatki ze stadem 120 wygłodniałych psów. Krwiożercze bestie rzekomo szarpały go na przez godzinę, a kaźni przyglądać się miało sadystyczne grono północnokoreańskich notabli z samym Kim Dzong Unem na czele.
Co za historia! Zupełnie jak egzekucja w rzymskim amfiteatrze. Poruszające wyobraźnię okrucieństwo rodem z jakiejś hollywoodzkiej filmowej produkcji fantasy-historycznej. Nic dziwnego, że informacja obiegła świat lotem błyskawicy pojawiając się w setkach gazet i budząc niezdrowe emocje i odrazę. Cóż za nieludzki system, cóż za bestialstwo!
Tyle, że że cała ta historia to najprawdopodobniej kolejna internetowa legenda. Bzdura wymyślona na użytek głodnej sensacji publiki, która szybko zaczęła żyć własnym życiem.
Na to, że mamy do czynienia z plotką pierwszy zwrócił uwagę Chad O'Carroll, autor znanej z wiarygodności strony internetowej NKNews. Przypomniał on, że informacja ta po raz pierwszy pojawiła się w hongkońskim tabloidzie Wen Wei Po, który nawet jak na tamtejsze, dość mało rygorystyczne standardy uchodzi za wyjątkowo mało wiarygodny szmatławiec taśmowo produkujący szokujące, lecz w 90 proc. nieprawdziwe newsy.
Informacja gazety z Hongkongu - podana już 12 grudnia - została zignorowana przez media w Azji wschodniej, gdzie znajomość realiów panujących w Korei Północnej jest znacznie lepsza niż na Zachodzie. Południowokoreańskie gazety nawet jej nie podały w obawie przed ośmieszeniem się w oczach czytelników. Oni mniej więcej orientują się, że członka najbliższej rodziny dyktatora i do tego generała raczej nie potraktowano by w ten sposób. Prawie wszystkich oficerów skazanych na śmierć rozstrzeliwano tam z użyciem ciężkiego karabinu maszynowego - i taka właśnie wersja pojawiła się już w pierwszych doniesieniach mediów z Seulu. To samo twierdziły na ogół dobrze poinformowane źródła z Pekinu.