Demokracja Moskwy nie zmieni

Przedłużające się protesty na Ukrainie dały nadzieję na zbudowanie tam kiedyś demokracji. To z kolei miałoby być wzorem dla Rosji, szczególnie opozycji, która chce obalić Putina i stworzony przez niego system.

Publikacja: 17.01.2014 18:48

Demokracja Moskwy nie zmieni

Gdyby nawet jej się udało, nie ma powodu wierzyć, by demokratyczna Moskwa zachowywała się na scenie międzynarodowej inaczej niż autokratyczna. Dla Polski mogłaby być nawet groźniejsza, bo bardziej wiarygodna dla UE i NATO. Polska ocena polityki rosyjskiej jest obecnie podzielana przez główne państwa w Unii i Komisję Europejską, co daje możliwości blokowania aktywności Moskwy. Znacznie trudniej byłoby nam choćby dywersyfikować dostawy gazu czy zamykać rynek energetyczny dla rosyjskich inwestycji, gdyby w Moskwie panowała demokracja.

1

Rosja poznała zalążki systemu demokratycznego tylko dwa razy w historii, w obu wypadkach był to czas fundamentalnego kryzysu państwa. Pierwszy, kiedy po rewolucji lutowej został ustanowiony rząd tymczasowy, drugi  po upadku ZSRR, gdy gabinety powołane przez Jelcyna próbowały wprowadzać liberalne reformy.

Ani razu nie była to jednak demokracja spełniająca standardy zachodnie. Rząd tymczasowy współrządził wszak z robotniczą radą Piotrogrodu i działał w cieniu wojny. System Jelcyna z kolei błyskawicznie przepoczwarzył się we władzę oligarchii, w której pierwsze skrzypce grała prezydencka „familia". W obu wypadkach okres demokratyczny szybko przeszedł w długotrwałą autokrację, komunistyczną i putinowską.

Te dwa przykłady można uznać za modelowe. Także obecnie demokracja w Rosji jest wyobrażalna jedynie po gospodarczej oraz politycznej zapaści państwa, której przecież nie można wykluczyć. Aby przetrwała dłużej, potrzebny byłby import rozwiązań prawnych oraz instytucjonalnych z Zachodu, a ponadto stały nacisk międzynarodowy na ich wdrażanie i respektowanie. Inaczej skończy się jak zwykle – autokracją.

2

Cele geopolityczne Rosji, jej postrzeganie bezpieczeństwa i rozumienie ładu międzynarodowego zrodziło się w warunkach rządów despotycznych. Jedynowładztwo nie koordynowało swoich poczynań z żadną reprezentacją narodu, ba – nawet z własną dyplomacją. Rosyjscy ministrowie spraw zagranicznych z XIX w. gorąco zaprzeczający podbojom w Azji Centralnej nie są wcale przykładem skrajnego cynizmu, oni po prostu nie byli informowani przez cara o tych ruchach.

Ukształtowane w takich warunkach cele i priorytety nie zmieniły się ani na jotę, tak podczas pierwszej, jak i drugiej demokracji, co najwyżej tymczasowo osłabły wówczas możliwości ich realizacji. Nawet gdyby jakimś cudem system wolnościowy się utrwalił, po chwilowym oddechu wynikającym z niemocy, świat ponownie odczułby rosyjski ekspansjonizm.

Przekonanie, głoszone choćby przez Jerzego Giedroycia, po którym odziedziczyła je polska polityka, że Rosja demokratyczna mogłaby stać się „państwem jak inne", ma niestety cechy myślenia życzeniowego. Fakty z przeszłości nie pozwalają na taki optymizm.

Szczególnie interesująca jest dla nas lekcja drugiej demokracji. W Stanach Zjednoczonych i Europie nadzieja, że Jelcyn zdoła ją utrwalić, była tak wielka, iż pozwalano mu na ekspansjonizm oraz militaryzm, który nawet za Putina byłby nie do pomyślenia. Moskwa uzyskała niepisane prawo współdecydowania o ofercie złożonej przez NATO jego nowym państwo członkowskim. Pakt zobowiązał się, że nie rozlokuje w nich wojsk operacyjnych oraz nie zbuduje tam baz wojskowych, nie przygotował też planów ich obrony przed atakiem. Dopiero od paru lat zaczęło się to zmieniać. Moskwa prowadziła brutalną wojnę w Czeczenii, interweniowała w Tadżykistanie i Mołdawii, utrzymywała garnizony na dawnych granicach sowieckich, terroryzując tym nowe państwa powstałe po upadku komunizmu, narzucała im korzystną dla siebie politykę zagraniczną, słała broń do Afganistanu. Wszystko to prezydent Bush senior, a potem Clinton, tolerowali właśnie w imię demokratyzacji. Dopiero kiedy nadzieje okazały się płonne, Waszyngton przyjął asertywną politykę wobec Moskwy.

3

Choć rosyjska demokracja wydaje się oksymoronem, ostrożności nigdy za wiele. Przykład Jelcyna pokazuje, że gdyby nawet w Rosji zaistniał system przedstawicielski, cele tego państwa pozostaną niezmienne, a znacznie trudniej będzie je kontrować.

Gdyby nawet jej się udało, nie ma powodu wierzyć, by demokratyczna Moskwa zachowywała się na scenie międzynarodowej inaczej niż autokratyczna. Dla Polski mogłaby być nawet groźniejsza, bo bardziej wiarygodna dla UE i NATO. Polska ocena polityki rosyjskiej jest obecnie podzielana przez główne państwa w Unii i Komisję Europejską, co daje możliwości blokowania aktywności Moskwy. Znacznie trudniej byłoby nam choćby dywersyfikować dostawy gazu czy zamykać rynek energetyczny dla rosyjskich inwestycji, gdyby w Moskwie panowała demokracja.

Pozostało 87% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka