Niemcy i "polskie obozy"

Niemieccy historycy zaczynają walczyć z kłamliwym określeniem "polskie obozy koncentracyjne". Lepiej późno niż wcale.

Publikacja: 20.01.2014 15:06

Jerzy Haszczyński

Jerzy Haszczyński

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

Co mówi organizacja niemieckich historyków

Że sformułowania "polskie obozy koncentracyjne" są: niedopuszczalne i "sugerują fałszywe wyobrażenia o odpowiedzialności za zbrodnie nazistowskie". Jednocześnie organizacja apeluje do opinii publicznej i tych, co rozpowszechniają wiedzę historyczną, o przeciwstawianie się używaniu takich błędnych sformułowań.

Tej inicjatywie można tylko przyklasnąć. Przy okazji wyrażając żal, że musiało upłynąć tyle lat, by się pojawiła

- nie tylko tyle lat od zakończenia wojny, ale i od upadku komunizmu i pozbawionego cenzury i nadzoru pojednania polsko-niemieckiego.

Niemieccy historycy pozwolili wyrosnąć pokoleniu dziennikarzy, którzy

w czołowych mediach, z wielką agencją prasową DPA włącznie,

piszą o "polskich obozach"

.

 

Co jeszcze i dlaczego teraz mówi

Otóż nawet więcej niż o kłamliwości określenia "polskie obozy" organizacja niemieckich historyków pisze o przygotowywanej w Polsce ustawie, która "przewidują daleko idące prawnokarne sankcje za używanie określonych pojęć i twierdzeń". Ocenia ten projekt sceptycznie i wyraża obawy o ograniczenie "wolności historyków i wolności intelektualnej".

Trudno nie odnieść wrażenia, że to polski projekt karania za "polskie obozy" przebudził niemieckich historyków

,

z których grona, jak mniemam, wywodzą się

a) obrońcy pomysłów upamiętniania niemieckich wysiedlonych (wyrwanego z kontekstu niemieckich zbrodni) i

b) konsultanci filmów o miłych niemieckich żołnierzach i antysemitach z AK.

Przyznaję: nie jest dobrym pomysłem, by za używanie "polskich obozów" wsadzać kogoś do więzienia (a w projekcie PiS, jak pisze dzisiejsza "Gazeta Wyborcza", jest przewidziane do pięciu lat pozbawienia wolności). Ale już dotkliwe kary finansowe dla mediów uporczywie rozpowszechniających kłamstwa są bardzo sensowne. Zresztą, jak widać, nawet groźba wprowadzenia kar - pobudza do refleksji w Niemczech.

Co się stało z historyczkami

Organizacja, która wydała 19 stycznia apel w sprawie "polskich obozów", nazywa się Verband der Historiker und Historikerinnen Deutschlands, czyli Zreszenie Niemieckich Historyków i Historyczek.

Co zabawne (choć oczywiście nie najważniejsze), "Gazeta Wyborcza", która pierwsza z polskich mediów dotarła do tego apelu, nie wspomina o historyczkach w nazwie. Nazywa organizację, mającą około 3500 czynnych członków, Niemieckim Związkiem Historyków, czyli bardzo konserwatywnie.

Jest to zapewne duża i znacząca organizacja, ale mam wątpliwości, czy jak mówi w "GW" polski historyk zaangażowany w niemieckie projekty historyczne prof. Krzysztof Ruchniewicz - jej apel będzie miał wiele większe znaczenie, niż "wszystkie dotychczasowe polskie projekty".

Na razie na temat apelu znalazłem w niemieckojęzycznym internecie jedynie jeden tekst - na stronie niszowego radia kulturalnego. Dobrze by było, by wstrząsnął niemiecką opinią publiczną. Życzę tego, także jako współautor akcji przeciwko "polskim obozom", rozpoczętej przez "Rzeczpospolitą", wraz z ministerstwem spraw zagranicznych, w 2005 roku.

Co ze spiskiem

"Gazeta Wyborcza"

, tak jak niemieccy historycy i historyczki, poucza (polskich) polityków, by trzymali się z dala od historii. To w kontekście wspomnianego projektu pisowskiej ustawy, który jak na razie popierają nie tylko pisowcy, ale sejmowa większość.

"Wyborcza" pyta tych niepisowskich posłów (można powiedzieć, że wygraża im paluszkiem): "Czyżby zgodzili się z tezami "niepokornych" publicystów, że używanie słów "polskie obozy" to część spisku zakładającego zrzucenie przez Niemców winy za Holokaust na Polaków?"

Mam wrażenie, że koledzy z "GW" przespali polską debatę o tym, jak to było możliwe, że Niemcom udało się odsunąć przynajmniej część odpowiedzialnośći za zbrodnie Trzeciej Rzeszy. Nazywanie tego spiskiem to przesada, ale zrzucanie winy daje się zauważyć. To w sumie naturalne, że wizerunek zbrodniarza nie służy państwu z ambicjami gospodarczymi i politycznymi. I jeżeli ma siłę, to próbje je zmienić. Niemcom Zachodnim sprzyjały okoliczności -  Polska komunistyczna nie broniła polskiego wizerunku.

"Niemcy w swoim czasie zadbali o to, żeby przymiotnik „niemiecki"zniknął ze sformułowań związanych z II wojną" - wi wielce zasłużony w walce z kłamstwami o "polskich obozach" polityk bardzo daleki od PiS

. Mam nadzieję, że tym cytatem mu nie zaszkodzę.

Walka o prawdę historyczną i wizerunek Polski i Polaków musi mieć charakter ponadpartyjny, także dlatego, że nasi sąsiedzi prowadzą zdecydowaną politykę historyczną

. W sprawie "polskich obozów" tak do tej pory było.

Wytaczanie procesów za używanie takich określeń rozważa polski MSZ, również daleki od pisowców. Wychodzi z założenia, że używanie kłamliwych określeń może być naruszeniem dóbr osobistych To wszystko słuszne inicjatywy.

I jest jeszcze czas, by podyskutować, jak daleko to karanie powinno sięgać. Ja jestem wyłącznie za wiszącą nad zatwardziałymi kłamcami groźbą poważnej kary finansowej.

Co mówi organizacja niemieckich historyków

Że sformułowania "polskie obozy koncentracyjne" są: niedopuszczalne i "sugerują fałszywe wyobrażenia o odpowiedzialności za zbrodnie nazistowskie". Jednocześnie organizacja apeluje do opinii publicznej i tych, co rozpowszechniają wiedzę historyczną, o przeciwstawianie się używaniu takich błędnych sformułowań.

Pozostało 94% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka