To zresztą zasadnicza cecha wszystkich ewangelicznych szwarccharakterów. I Herod, i arcykapłani, i Judasz, i Piłat nie byli klubem wynaturzonych potworów. Herod Wielki (zanim na starość zwariował) nie był wcale wyłącznie złym władcą. Judasz mógł być po prostu gorliwym patriotą, który tragicznie przekombinował: wydając Jezusa, chciał sprowokować Go do rozpoczęcia antyrzymskiego powstania (to miało być wszak główne zadanie Mesjasza). Piłat, którego figura przez wieki służyła „porządnym" chrześcijanom do opluwania i budowania kojących porównań (że przecież to był zbrodniarz, a my jesteśmy dużo lepsi), był pewnie po prostu typem prowincjonalnego policmajstra, który nieraz dał przecież dowody, że może i nadaje się do wojny, ale do zarządzania ani ręki, ani umysłu raczej nie ma.

Ile razy w okolicach Wielkanocy wracam myślą do tego, co się działo w ciągu tych trzech dni 30 lub ?– według innych źródeł – 33 roku naszej ery, poraża mnie konstatacja, że przecież na dobrą sprawę wszyscy aktorzy tego dramatu chcieli dobrze. Wydający wyrok śmierci na Jezusa dostojnicy religijni bronili czystości doktryny i integralności narodu. Judasz śnił o wolności. Piłat chciał, by Jerozolima, zatłoczona do granic możliwości przybyłymi na Paschę z całego ówczesnego świata pielgrzymami, nie stała się beczką prochu.

Każdy z nich poszedł na niewielki kompromis, na małą chwilę uznał, że cel uświęca środki, zastawił przyzwoitość, licząc, że wygra więcej. Judasz zdradził przyjaciela, licząc, że im obu przyniesie to chwałę. Arcykapłani z lęku o przyszłość religii (a przy okazji własnej kasy – Jezus był zagrożeniem dla Świątyni, która stanowiła główne źródło dochodu ich kasty) podciągnęli zarzuty religijne pod zdradę stanu, zamienili prawo boże na ludzki pragmatyzm, uznając, że „lepiej, by jeden umarł za naród". Piłat, doskonale wiedząc, że zabija niewinnego człowieka (sam stwierdził to trzy razy), złamał zasady rzymskiego prawa, które nakazywało raczej uwolnić przestępcę, niż skazać niewinnego. Mógł poprzestać na karze porządkowej (chłoście), ba – mógł oskarżyć dostojników o składanie fałszywych oskarżeń, ale nie zrobił tego,  by ocalić głowę (przed humorami Tyberiusza) oraz święty spokój. Każdy z nich popełnił swój powszedni grzech: nadęty Judasz powiedział komuś parę słów za dużo, prosty żołdak Piłat ukrzyżował nie pierwszego i nie ostatniego Żyda. Na skutek ich działań świat nie miał sensu przez prawie dwa dni. I, co najlepsze, nawet tego nie zauważył. Życie w Jerozolimie toczyło się przecież nadal zwykłym torem.

Zawsze w tym czasie otrzeźwia mnie ta myśl – jedno wcale nie wyklucza drugiego: można zabić Boga przychodzącego w drugim człowieku (i znaleźć uzasadnienie). Po czym nadal szykować się na święto.

Autor jest twórcą portalu stacja7.pl