O kremówkowym podejściu do świętego polskiego papieża napisano już mnóstwo, ale mimo to nie wydaje się, by kanonizacja sprawiła, że Polacy przemyśleli jeszcze raz nauczanie Jana Pawła II. Niestety, z Unią Europejską jest podobnie. Nie wykorzystujemy tej rocznicy do tego, by zastanowić się, co nam się w Unii udało, a co jest naszą porażką, ani nawet nie zdobywamy się na głębszą refleksję nad znajdującymi się w głębokim kryzysie strukturami europejskimi.

To oczywiście prawda, że Polska przez minione dziesięć lat zmieniła się nie do poznania i osiągnęła spory sukces. Bilans zysków jest imponujący. Ale to nie znaczy, że nie powinniśmy dziś stawiać też trudnych pytań. Bo ostatnie lata to również okres lawinowo rosnącego zadłużenia naszego państwa. Otwarte granice oznaczały też emigrację ponad 1,5 mln młodych, zdolnych i wykształconych Polaków, którzy nie mogąc znaleźć pracy w Polsce, postanowili mieszkać i rodzić dzieci na Zachodzie. Przez te dziesięć lat nie udało nam się także odwrócić bardzo niebezpiecznych trendów demograficznych.

Pytanie też, na ile wykorzystaliśmy nasze szanse w UE. Owszem, mamy w Brukseli i wielu europejskich stolicach dobrą opinię, tylko co udało nam się załatwić? Bez wątpienia efektem pracy polskiej dyplomacji jest świetny unijny budżet. Ale co jeszcze? Nie udało nam się przekonać zachodnioeuropejskich partnerów, że Władimir Putin stanowi zagrożenie dla całego kontynentu. W rezultacie Unia wciąż nie potrafi właściwie odpowiedzieć na dokonywanie siłą zmian granic w Europie.

Kilka lat temu przegraliśmy też batalię o traktat lizboński i sposób głosowania w Radzie UE i od tego roku nasza pozycja w Unii będzie przez to bardziej skomplikowana. Ale jakoś dziś przy okazji rocznicy trudno o tym usłyszeć.

A przykłady ważnych spraw, nad którymi warto się zastanowić, można mnożyć. Zamiast tego dostajemy kolejny festyn.