Zapowiedział już ograniczenia w swobodzie przepływu osób (co uderzy w Polaków) i wycofanie się ze współpracy w przekazywaniu ściganych przez krajowe prokuratury, a teraz zaprotestował przeciwko statystycznym zmianom w liczeniu produktu krajowego brutto.
Eurostat, unijne biuro statystyczne, zrewidował właśnie produkt krajowy brutto 28 krajów UE o wiele lat wstecz. I w proporcji do tych zmian naliczył od nowa składki do unijnego budżetu. Dla Londynu skutek jest fatalny: konieczność zapłaty 2,1 mld euro. I to bardzo szybko – do 1 grudnia 2014 roku.
Gdy dowiedział się o tym David Cameron, oczywiście wybuchł i – po raz kolejny w ciągu ostatnich lat – nie zostawił sobie żadnego pola manewru. Powiedział, że pieniędzy nie da. Podobnie jak wcześniej oznajmił, że nie zgodzi się na Jeana-Claude'a Junckera jako szefa Komisji Europejskiej, i potem musiał publicznie przeżywać upokorzenie, gdy poparł go tylko premier Węgier Viktor Orban.
Także tym razem jego możliwości działania są mocno ograniczone. Cameron nie może zawetować tej decyzji, bo nie ma żadnego głosowania ani debaty politycznej. A szczerze mówiąc, na to, żeby zmienić reguły liczenia i do dochodu narodowego wliczać też szarą strefę gospodarczą oraz dochody organizacji pozarządowych, Wielka Brytania sama się zgodziła. To, że wynikiem będzie powiększenie PKB, Brytyjczycy też wiedzieli, bo Eurostat niczego sam nie liczy – dane dostaje z krajowych urzędów statystycznych. Żeby było zabawniej, sam Cameron wcześniej chwalił się tą rewizją brytyjskich danych ?w górę. Bo np. gospodarka francuska okazała się słabsza ?i teraz część z dodatkowej składki brytyjskiej będzie przekazana do Paryża.
Wszystko to byłoby może śmieszne, gdyby nie to, że jest groźne. Pal licho 2,1 mld euro, które Londyn w końcu będzie musiał zapłacić. Gorzej, że przywódca jednego z największych krajów UE żyje w niewiedzy o stanie finansów swojego państwa. ?I za jedyną metodę rozmowy uznaje grożenie wetem. Jego sytuacja w kraju i presja ze strony eurosceptyków rzeczywiście muszą być nie do zniesienia.