O takim człowieku powiemy, że jest dobry, wspaniałomyślny, współczujący. Wzór cnoty. Jak jednak nazwać kogoś, kto, kierując się fałszywym współczuciem, usiłuje podtrzymać w innym promyk nadziei na to, że coś, co niemożliwe, w przyszłości będzie możliwe?

Znana publicystka, przez lata określana jako „katolicka", Halina Bortnowska pod koniec września była jedną z prowadzących rekolekcje dla członków ruchu Wiara i Tęcza. Ruch tworzą ludzie określający się jako „chrześcijańska grupa LGBTQ". To osoby homoseksualne, które deklarują, że szukają swojego miejsca w Kościele, i od innych katolików oraz duchowieństwa domagają się akceptacji.

Rekolekcje, w których brała udział Bortnowska, zbiegły się w czasie z synodem o rodzinie. W końcowej relacji biskupi napisali, że „nie istnieje żadna podstawa do porównywania czy zakładania analogii, nawet dalekiej, między związkami homoseksualnymi a planem Bożym dotyczącym małżeństwa i rodziny".

I to właśnie niepokoi Bortnowską. Swoje zatroskanie wyraziła więc, pisząc list do przyjaciół z Wiary i Tęczy. Pociesza w nim, że głosy biskupów nie są ostateczne, że hierarchowie rozpoczęli jakiś proces i że w Kościele coś się zmieni. Cóż ma się zmienić? Publicystka „Tygodnika Powszechnego" przekonuje, że także homoseksualni mogą kochać i budować trwały oraz odpowiedzialny związek. Wyraża też nadzieję, że „wbrew wszystkiemu" zostanie to uznane. „Wystarczyłoby zgodzić się, że rodzina może powstawać i rzeczywiście nieraz powstaje w oparciu o różnie ukształtowane związki" – pisze Bortnowska. A zatem rodzinę mogą, jej zdaniem, stworzyć także homoseksualni. Publicystka zauważa coś jeszcze. Biskupi na synodzie, twierdzi, opowiedzieli się przeciwko programowi papieża Franciszka. Ale to nie koniec – woła Bortnowska i przywołuje myśl bł. kard. Newmana o „Kościele lepiej poinformowanym". Ten angielski duchowny twierdził, że w swoim sumieniu katolik może niekiedy odwoływać się do przekonania, że  Kościół w przyszłości zgodzi się na coś, w czym obecnie widzi niebezpieczeństwo. Bortnowska zapomina jednak, że ten sam błogosławiony w innym miejscu wskazał, że wśród katolików są osoby, które błądzą i nie potrafią zrozumieć żadnego punktu w doktrynie Kościoła, a „mimo to uważają się za sędziów; i traktują najświętsze obrządki i najbardziej uroczyste nauki z pogardą i brakiem szacunku".

Rzeczpospolita