Decyzję podjęły lokalne władze w celu zapewnienia szybkiej pomocy ludziom, z którymi kontakt, ze względu na chorobę, czy alkohol może być ograniczony. Karta ma zawierać podstawowe informacje o schorzeniach, alergiach i stanie zdrowia. Ma służyć głównie celom leczniczym i zapewnić skuteczność działań podejmowanych przez ekipy pogotowia ratunkowego.

To stygmatyzacja, atakują pomysł sami bezdomni wspierani przez liczne organizacje, w tym Ligę Praw Człowieka. Dokładnie w tym samym tonie projekt powszechnie krytykuje międzynarodówka internautów. Propozycja znaczka nie tylko stygmatyzuje, ale budzi skojarzenia ze stosowanym przez hitlerowców sposobem oznaczania w czasie wojny osób narodowości żydowskiej. Żółty trójkąt musi bowiem przypominać żółtą gwiazdę Dawida, która za czasów nazizmu była głównie przepustką do komór gazowych.

Nie dziwię się skojarzeniu. W istocie, trzeba być kompletnym idiotą, by nie wpaść na ten trop nawet legitymując się dyplomem wyższej uczelni. Zapewne właśnie ze względu na skojarzenia z holocaustem władze Marsylii zrobią krok w tył. Z pomysłu nie zrezygnują, tylko zmienią kolor znaczka, na pomarańczowy, czy jaskrawo zielony. Bezdomni i wspierające ich organizacje odtrąbią sukces nie zauważając, że kwestia symboliczna przysłania kwestię o niebo ważniejszą. Bo prawdziwym problemem nie jest stygmatyzacja, ale bezprecedensowe obnażanie danych wrażliwych, bo właśnie do takich należą dane o wieku, stanie zdrowia, czy nałogach. Innymi słowy marsylski bezdomny (a czemu nie chory na Alzheimera emeryt?) będzie zmuszony do publicznego paradowania z najbardziej poufnymi informacjami na swój temat przypiętymi do klapy marynarki. Pół biedy, gdy dane odczyta lekarz pogotowia, gorzej, gdy informacja, na przykład o tym, że jest nosicielem HIV trafi w mniej powołane ręce. Nie należy wykluczyć, że w tej ostatniej sytuacji bezdomny może znaleźć się bliżej utraty, niż ratowania życia.

Musi więc dziwić, że tego typu pomysły przebijają się w czasach gdy jedną z obsesji współczesnej cywilizacji jest ochrona danych osobowych. Troszczą się o nią sądy i parlamenty. Wydajemy na nią miliony dolarów. Z czego więc wynika, że tak szybko jesteśmy gotowi z niej zrezygnować wobec osób, które uznajemy za „wykluczonych"?

Odpowiedź jest tylko jedna, wykluczenie, a więc „poza – normatywność" to odcień współczesnego rasizmu. Marsylskich bezdomnych nie traktuje się jako pełnoprawnych ludzi. Są gorsi, dlatego ogólne normy można wobec nich zawiesić. To chyba istota problemu, której wrogowie „żółtego trójkąta" zdają się nie zauważać. Może jakaś podpowiedź dla ojców miasta Marsylii? Moja podpowiedź jest na miarę epoki nowoczesnej technologii. Zamiast papierowych kart i trójkątów kolczyk z czipem na uchu. Na rogaciźnie się sprawdza.