Węglarczyk: Potwór u drzwi

To jeden z najważniejszych tekstów o terroryzmie, jaki przeczytałem ostatnio w europejskich gazetach. Przejdzie zapewne niezauważony z powodu zabójstwa Borysa Niemcowa, ale to nie oznacza, że nie mamy problemu.

Aktualizacja: 28.02.2015 16:19 Publikacja: 28.02.2015 16:08

Węglarczyk: Potwór u drzwi

Foto: Fotorzepa/Kuba Kamiński

"Guardian" pisze, że 4 tys. oficerów MI5 - odpowiednika naszej ABW - śledzi 3 tys. osób podejrzewanych o powiązania z islamskim terroryzmem. To oznacza, że na każdego podejrzanego przypada 1,3 oficera. A to oznacza, że podejrzani faktycznie nie są w ogóle pilnowani.

Konkluzja tekstu w "Guardianie" jest prosta - nie jesteśmy w stanie śledzić wszystkich. Dziś problemem nie jest wytyczenie kręgu podejrzanych o sympatię do islamskiego terroryzmu. To ci, którzy często śledzą internetowe strony Al-Kaidy czy Państwa Islamskiego, chodzą na kazania radykalnych mułłów, wreszcie ci, którzy wyjechali do Syrii i Iraku walczyć, a teraz wrócili.

Poza tymi ostatnimi, którzy z podejrzanych naprawdę stanowią zagrożenie? Którzy naprawdę planują ataki, a nie jedynie narzekają na niewiernych przy herbacie? Jak odróżnić gawędziarzy od tych, którzy w piwnicy budują bombę? To jest dziś największy problem policji i tajnych służb w Europie.

Dyrektor rosyjskiej tajnej policji FSB ujawnił kilka dni temu, że w szeregach Państwa Islamskiego walczy dziś 1,7 tys. obywateli tego kraju. Niemieccy politycy w prywatnych rozmowach nie chcą rozmawiać o niczym innym, jak tylko o zagrożeniu islamskim radykalizmem w ich kraju.

Aby skutecznie obserwować podejrzanego 24 godziny na dobę, tajne służby potrzebują kilkunastu osób. Muszą go obserwować, ktoś musi czytać jego emaile i smsy, ktoś musi robić zdjęcia jego rozmówcom. Ktoś musi te zdjęcia porównać, ktoś musi zbierać raporty do kupy, szukać wspólnych śladów, nitek, powiązań.

1,3 oficera nie zrobi nic. A to oznacza, że MI5 musi się skoncentrować tylko na kluczowych podejrzanych. Pozostali, choć rozpoznani, nie są w zasadzie zagrożeni.

Tak się stało z Jihadi Johnem, mordercą z filmów Państwa Islamskiego. John, mieszkaniec Londynu, był znany MI5 jako zwolennik radykalizmu. Ale 1,33 oficera uznał, że John nie jest kluczowym podejrzanym. Nie był obserwowany.

"Guardian" opisuje sytuację MI5 w Wielkiej Brytanii. Liczba osób, które mogą być podejrzewane o sprzyjanie radykalizmowi islamskiemu w Polsce, jest z pewnością wielokrotnie, wielokrotnie mniejsza. Ale nie jestem spokojny o to, że jesteśmy na to zagrożenie przygotowani. Nie w świetle kolejnych afer wokół nieco większej od MI5 Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czy nie w świetle tego, co przytrafiło się ostatnio Mostowi Łazienkowskiemu.

Pewien emerytowany oficer służb specjalnych powiedział mi w tym tygodniu: - Siedzimy w domu bawiąc się klockami, a wokół naszego domu, tuż za oknami, krążą potwory...

Pani premier powiedziała w swym znanym przemówieniu na początek rządów, że gdyby zobaczyła na ulicy potwora, to wpadłaby do domu i zamknęła drzwi. Gwarantuję, że są potwory, których to nie powstrzyma. I co wtedy?

"Guardian" pisze, że 4 tys. oficerów MI5 - odpowiednika naszej ABW - śledzi 3 tys. osób podejrzewanych o powiązania z islamskim terroryzmem. To oznacza, że na każdego podejrzanego przypada 1,3 oficera. A to oznacza, że podejrzani faktycznie nie są w ogóle pilnowani.

Konkluzja tekstu w "Guardianie" jest prosta - nie jesteśmy w stanie śledzić wszystkich. Dziś problemem nie jest wytyczenie kręgu podejrzanych o sympatię do islamskiego terroryzmu. To ci, którzy często śledzą internetowe strony Al-Kaidy czy Państwa Islamskiego, chodzą na kazania radykalnych mułłów, wreszcie ci, którzy wyjechali do Syrii i Iraku walczyć, a teraz wrócili.

Komentarze
Bogusław Chrabota: Leon XIV i Donald Trump, jaka będzie ich relacja?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Leon XIV to odpowiedź Kościoła na Donalda Trumpa
Komentarze
Marek Kozubal: Czy dzieci zabite w Puźnikach kolaborowały z NKWD?
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Zbrodnia na UW to bestialstwo, przy którym brakuje słów
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Po oświadczeniu Karola Nawrockiego pozostaje zadać jedno pytanie
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku