Osobiście patrzę na nią zupełnie inaczej. Historia zniknięcia w mrokach dziejów ukradzionych przez hitlerowców krakowskich dzieł sztuki w bolesny sposób porusza wątek strat, jakie ponieśliśmy wskutek dziejowej hekatomby z lat 1939–1945. Okupację często widzimy przez pryzmat tragedii Holokaustu czy klęski Powstania Warszawskiego. Oczywiście rzezie, jakich dokonano na obywatelach Polski, nie mają historycznego precedensu i muszą być na pierwszym planie. Jednak trzeba pamiętać, że prócz tych strat w substancji narodowej drugi Holokaust dotknął naszych zasobów materialnych.

W 1946 roku, kiedy szacowano spowodowany zniszczeniami wojennymi uszczerbek w majątku narodowym, posłużono się kwotą 16,9 mld USD (dziś w przeliczeniu to 206 mld 220 mln USD). Całkowicie zniszczonych zostało aż 40 proc. dóbr kultury. Do dziś oficjalna lista zaginionych dzieł sztuki Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego zamyka się liczbą ponad 63 tysięcy. Znawcy tematu wiedzą jednak, że to tylko wierzchołek góry lodowej.

Wielu przedmiotów, obrazów, rzeźb czy całych kolekcji nigdy nie zinwentaryzowano. Dopiero gdyby do tego dodać wszystko, co spłonęło w pożarach Warszawy czy innych polskich miast, mielibyśmy pełny obraz strat. Tym bardziej boli, że tak ospale przebiega proces odzyskiwania majątku narodowego, i tym bardziej dziwi opieszałość instytucji przez ponad pół wieku za to odpowiedzialnych.

Ale jeszcze bardziej bolesny jest cynizm naszych dziś europejskich sojuszników, a niegdyś nazistowskich wrogów: Niemiec i Austrii. Zamiast rozliczyć się ze zbrodniczą przeszłością i wspomóc państwa będące ofiarami wojny w dochodzeniu swoich praw, mnożą kłopoty i komplikują procedury.

Ujawniona przez „Rzeczpospolitą" sprawa zaginionego Bruegla będzie kolejnym testem dobrych intencji naszych przyjaciół z Wiednia, czy w istocie są gotowi do końca rozliczyć się z dziedzictwem nazizmu. Podajemy prawdopodobne miejsca ukrycia skradzionych skarbów i prawdziwe nazwiska sprawców. Nic tylko wejść, sprawdzić i zwrócić. Wierzę, że – mimo upływu dziesiątków lat – wciąż jest to możliwe.