Szef MON podczas przemowy pod wieloma względami zdołał zaskoczyć obserwatorów, jednak rak wybił się tak mocno, że stał się elementem polemiki ze strony byłego ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka.

Macierewicz stwierdził, że choć na nowoczesnego raka wydano 1,1 mld złotych, „zrezygnowano z produkcji do niego amunicji", czym wywołał gwałtowny protest Siemoniaka. Były wicepremier nieszczęśliwie dla mówcy miał rację. MON rzeczywiście zleciło produkcję nowoczesnej amunicji do raka. Mogła o tym zresztą wiedzieć premier Beata Szydło. Gdy nie tak dawno temu uroczyście podpisywała w Stalowej Woli kontrakt na dostawę tych moździerzy do armii, tematu rzekomo niezleconej amunicji nikt nie wywołał.

To jednak nie oznacza, że pociski zostały wyprodukowane bądź że powstaną względnie szybko. Być może bowiem mamy do czynienia z kolejną historią charakterystyczną dla naszego kompleksu obronnego: zlecenie jest, zainwestowano w badania, przemysł pracuje przez lata, a produktu brak, gdyż spółki nie dały rady go porządnie wytworzyć. I co im zrobicie? MON dotąd sobie z tym problemem nie poradziło. Pytanie, czy poradzi sobie teraz?

Z tego właśnie powodu istnieje ryzyko powstawania raka, do którego nie ma amunicji, chociaż jej produkcję zlecono. Taki rak żadnego przeciwnika „nie ugryzie".