Szef Komisji Europejskiej stwierdził bowiem, że nie wierzy w polexit nawet jeśli PiS ponownie wygra wybory. Mało tego, ujawnia, że chciał się w jakiś sposób sam dogadać z Jarosławem Kaczyńskim. - Polska zrobiła kilka zasadniczych kroków w kierunku ostatecznego porozumienia. Ale pozostają otwarte kwestie, do których się odnosimy i w których od czasu do czasu prosimy TSUE o ocenę, o podjęcie decyzji – tłumaczy.

Po tym, jak strajk nauczycieli okazał się politycznym niewypałem i zamiast stać falą, na którą wskoczy opozycja i popłynie ku wygranej, teraz cios przyszedł z najmniej oczekiwanej strony. Sondaże bowiem pokazują, że wyborcy opozycji są mało zmobilizowani. Przestraszenie ich polexitem mogłoby przechylić szalę zwycięstwa, ale wygląda na to, że tym razem się to nie uda. Jeśli PiS sam nie popełni jakiegoś błędu i nie wykona ruchu, który sprawi, że wyborcy się tym przestraszą, straszenie wyjściem Polski z UE się nie uda. Tym bardziej, że w polexit nie wierzy nawet Juncker, szef Komisji Europejskiej, która wszak wytoczyła przeciwko polskiemu rządowi ciężkie działa w postaci uruchomienia procedury naruszenia praworządności.

W ogóle Juncker okazuje się w tej rozmowie wielkim realistą. Przyjmuje do wiadomości, że Polacy wcale nie chcą wchodzić dziś do strefy euro uważając, że własna waluta zapewnia im bezpieczeństwo. I choć zachęca Polskę do wejścia do unii walutowej choćby „jutro o jedenastej rano”, zapewnia, że nie będzie Polaków do tego zmuszał. Szef KE też dość realistycznie wypowiada się na temat roli państw narodowych. - Od początku byłem przeciwny europejskiemu federalizmowi w sensie, w jakim został zdefiniowany w latach 50., 60. czy 70. Nie wierzę w Stany Zjednoczone Europy. Europejczycy nie chcą zmieszać wszystkiego w jednym garnku, w którym wszyscy utracą swoje korzenie. Nie można zbudować Unii wbrew uczuciom narodów – przekonuje.

I choć ostrzega przed głupim nacjonalizmem, podkreśla potrzebę mądrego patriotyzmu. Pewnie to kłopotliwe dla radykalnych eurosceptyków, którzy przekonują, że Komisja Europejska chce totalnego zglajszachtowania wszystkich i wyrzeczenia się narodowych tożsamości, ale wizja ta niewiele się różni od tego, co PiS zaczął ostatnio prezentować, mówiąc o tym, że członkostwo w UE jest wymogiem patriotyzmu, choć nie chce wyrzeczenia się narodowej tożsamości. Na pewno nie pomoże to Europejskiej nomen omen Koalicji, która chce Polakom przedstawić Unię jako antidotum na złą politykę PiS. Pewnie dlatego Leszek Miler, kandydat KE w najbliższych wyborach, zamiast polemizować z tezami Junckera, stwierdził, że szef KE udzielając wywiadu był pijany. Ale sugerowanie, że jeśli ktoś mówi coś innego, do tego, co opozycyjni politycy chcieliby usłyszeć, to z pewnością jest pijany, nie rozwiąże problemu, jakim jest przesłanie Junckera wyrażone w poniedziałkowym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Więcej też niż o tym przesłaniu, komentarz Milera mówi o stanie ducha po stronie opozycji. No ale jak nie idzie, to nie idzie.