Rz: Dużym problemem wydawców jest podkradanie tekstów przez konkurencję. Polega to na obszernym „streszczaniu" publikacji z innych gazet z cytowaniem dużych fragmentów. Nieraz jest to cały artykuł z dodaniem nazwy pisma, ale już bez nazwiska autora...
Zbigniew Okoń:
Podstawę takiej działalności mają z reguły stanowić tzw. licencje ustawowe przewidziane dla prasy, przede wszystkim zezwolenie na rozpowszechnianie wyciągów ze sprawozdań i artykułów lub streszczeń opublikowanych już utworów (odpowiednio art. 25 ust. 1 pkt 2 i 5 prawa autorskiego). Oba uprawnienia są rzeczywiście nadużywane. Nie można przecież nazwać streszczeniem czy wyciągiem przejęcia cudzego tekstu w całości z pominięciem jedynie kilku mniej istotnych akapitów. Ponadto z przepisów wynika obowiązek podania twórcy i źródła. Jeżeli przy artykule został wskazany autor lub jego inicjał, taka sama informacja powinna się znaleźć przy wyciągu lub streszczeniu. Jej pominięcie jest naruszeniem prawa autorskiego.
Przedstawiciele Izby Wydawców Prasy wskazują, że granice dozwolonego cytatu są zbyt szerokie, że są kraje, w których cytat określony jest np. procentowo.
Rzeczywiście padają takie stwierdzenia, kryje się tu jednak pewne nieporozumienie. Dozwolony cytat uregulowany jest w innych przepisach ustawy. Problemem są raczej ograniczenia cudzych praw autorskich przeznaczone specjalnie dla środków masowego przekazu, takie jak wspominane zezwolenie na rozpowszechnianie wyciągów i streszczeń.