Trybunał zajął się sprawą dwóch producentów filmowych z Niemiec i Austrii, którzy zauważyli, że wyprodukowane przez nich filmy („Vicky, Wielki Mały Wiking", „Pandorum" i „Biała wstążka" ) mogły być bez ich zgody oglądane lub pobierane ze strony internetowej kino.to. Na wniosek obu firm sądy austriackie zakazały UPC Telekabel Wien, dostawcy  Internetu z siedzibą w Austrii, dostarczania jego klientom dostępu do serwisu kino.to.

Blokady nic nie dadzą

Orzekający w ostatniej instancji sąd najwyższy w Austrii (Oberster Gerichtshof) poprosił Trybunał w Luksemburgu o wykładnię dyrektywy 2001/294 w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym oraz wykładnię praw podstawowych ustanowionych przez prawo Unii. Dyrektywa przewiduje, że podmiot praw autorskich ma prawo żądać wydania nakazu przeciwko pośrednikowi, którego usługi są wykorzystywane przez osoby trzecie do naruszenia praw autorskich. UPC Telekabel uważa, że nie może być uznana za tak rozumianego pośrednika. Nie miała bowiem  żadnych stosunków handlowych z operatorami serwisu kino.to w czasie, gdy stwierdzono naruszenia praw producentów filmów. Nie zostało też dowiedzione, że abonenci UPC korzystali z serwisu kino.to i tym samym naruszali prawo. UPC stwierdziła też, że jakiekolwiek możliwe środki blokujące użytkownicy Internetu są w stanie obejść, a zastosowanie niektórych jest po prostu zbyt kosztowne.

W ogłoszonym dzisiaj wyroku Trybunał orzekł, że dostawca dostępu do Internetu, który tak jak UPC Telekabel umożliwia swoim klientom dostęp do dzieł objętych ochroną prawa autorskiego, udostępnionych w Internecie przez osoby trzecie, jest pośrednikiem, którego usługi są wykorzystywane w celu naruszenia praw autorskich. Dyrektywa, której celem jest zapewnienie właścicielom praw autorskich wysokiej ochrony, nie wymaga istnienia szczególnej więzi pomiędzy osobą naruszającą prawa autorskie a pośrednikiem, wobec którego może zostać wydany nakaz. Nie jest również konieczne wykazanie, że klienci dostawcy Internetu rzeczywiście szukają dostępu do pirackich utworów. Dyrektywa wymaga bowiem, by państwa członkowskie UE wprowadziły u siebie takie środki ochrony, które nie tylko eliminują stwierdzone  naruszania praw autorskich, lecz także zapobiegają nowym.

Nakaz nie może naruszać wolności

Trybunał zauważył, że wydanie  nakazu zablokowania pirackich treści powoduje  kolizję między prawami podstawowymi, czyli prawami autorskimi do publikowanych treści,  swobodą prowadzenia działalności gospodarczej przez dostawcę dostępu do Internetu oraz wolnością informacji po stronie użytkowników Internetu. Zdaniem TSUE państwa członkowskie muszą opierać się na takiej wykładni prawa Unii i swojego prawa krajowego, która pozwoli na zapewnienie odpowiedniej równowagi między tymi prawami podstawowymi.

- Prawa podstawowe nie stoją na przeszkodzie wydaniu takiego nakazu pod warunkiem, że spełnia on dwa wymogi: środki podjęte przez dostawcę Internetu nie pozbawiają jego użytkowników niepotrzebnie możliwości legalnego dostępu do udostępnianych informacji oraz  zapobiegają korzystaniu z treści chronionych lub  przynajmniej to utrudniają i  poważnie zniechęcają użytkowników do nielegalnie udostępnionych utworów - tłumaczył TSUE. Dodał, że obowiązek sprawdzenia, czy warunki te są spełnione spoczywa na organach i sądach krajowych.