Trzykrotny mistrz olimpijski dwa lata temu był blisko, latał w Oberstdorfie nawet dalej niż Daniel-André Tande, ale Norweg dwa skoki oddał z niższych belek i zgarnął większą rekompensatę za niekorzystny wiatr. Zawody przerwano po trzeciej serii, pogoda nie pozwoliła Stochowi na decydujący atak.
Wcześniej w lotach na podium stał tylko Piotr Fijas, ale to prehistoria, 1979 rok. Adam Małysz na mamutach nie mógł się spotkać ze szczęściem, Stoch przeżył nawet traumę porażki w kwalifikacjach.
Zawody w Oberstdorfie ostatecznie obaliły mit, że Polacy nie są „lotnikami”. Brązowy medal zdobyła drużyna, a dziś wśród skoczków, którzy pokonali granicę 235. metra, liczniejsi od biało-czerwonych są tylko Norwegowie.
Miejsce magiczne
Letalnica w Planicy jest dla Stocha miejscem magicznym. To w pobliskiej Kranjskiej Gorze podrywał Ewę Bilan, której uśmiech chodził za nim od liceum. To właśnie tam 11 lat temu padł przed nią na kolana z pierścionkiem w ręce. W cieniu słoweńskiego mamuta odbierał też dwie Kryształowe Kule dla zwycięzcy klasyfikacji generalnej Pucharu Świata za sezony 2013/14 i 2017/18.
Mistrzostwo świata w lotach to ostatni klejnot, którego brakuje Stochowi w koronie króla skoków. Gdy go wywalczy, będzie mógł powiedzieć, że wygrał wszystko – tak jak Fin Matti Nykänen i nikt inny w dziejach konkurencji.