Czesław Kukuczka, strażak z Jaworzna, został ciężko ranny 29 marca 1974 r. na dworcu kolejowym Friedrichstrasse w Berlinie. Strzelał Manfred N., 31-letni wówczas porucznik niemieckiej bezpieki STASI. Miał na sobie długi płaszcz i okulary przeciwsłoneczne. Gdy Polak go minął, strzelił mu z pistoletu w plecy. Mężczyzna zmarł w szpitalu.
Sprawę śmierci Kukuczki zbadał pion śledczy IPN w Poznaniu. Według prokuratora mężczyzna zginął w zamachu. Szefem grupy operacyjnej, która dokonała zabójstwa, był podpułkownik STASI Hans Sabath, który nie żyje od 1986 r., ale za spust pistoletu pociągnął Manfred N., a jeszcze jeden funkcjonariusz zabezpieczał ich na dworcu.
Teraz – po ponad 47 latach od tamtych wydarzeń – Sąd Okręgowy w Poznaniu na wniosek prokuratora IPN wydał za Manfredem N. europejski nakaz aresztowania. Niemiecka policja ustaliła, że mężczyzna żyje i mieszka w jednym ze wschodnich landów RFN (śledczy znają jego adres). Po zatrzymaniu przez niemiecką policję usłyszy zarzut zabójstwa.
Unieszkodliwić
39-letni w chwili śmierci Czesław Kukuczka pochodził z Małopolski. Był strażakiem w Jaworznie, miał rodzinę. 3 marca 1974 zgłoszono jego zaginiecie, ale kilka dni później mężczyzna odnalazł się w Berlinie. 29 marca w południe wszedł do ambasady PRL w Berlinie Wschodnim i zażądał spotkania z przedstawicielem służby bezpieczeństwa. Rozmawiał z berlińskim rezydentem Departamentu I MSW (wywiad cywilny). – Ten powiadomił służbę bezpieczeństwa NRD, gdzie podjęto decyzję, aby „obywatela polskiego w miarę możliwości unieszkodliwić poza budynkiem ambasady PRL" – mówi nam Robert Janicki, rzecznik prasowy pionu śledczego IPN.
Kukuczka żądał zgody na przekroczenie granicy w Berlinie. Miał grozić, że jeśli jej nie dostanie, zdetonuje bombę, którą – jak twierdził – miał na sobie. Dodał także, że jeżeli tak się nie stanie, bombę w centrum miasta zdetonuje jego wspólnik.