Polski milenials ma na razie wysokie aspiracje, za którymi nie nadążają jednak możliwości finansowe. Miesięcznie dysponują budżetem od 1658 do 2300 zł, z czego niemal 50 proc. wydają na podstawowe potrzeby: mieszkanie, rachunki czy dojazdy. To, co im zostaje, znacznie chętniej przeznaczają na rozrywkę i imprezy – to aż 10 proc. ich wydatków.
Bój o promocje
Ponieważ kwestia statusu i podkreślania go gadżetami jest nadal żywa, 72 proc. szuka okazji, aby kupić coś taniej, a 62 proc. czeka na obniżki. – W ciągu ostatniego roku prawie połowa z nich dostała od innych jakieś przedmioty zupełnie za darmo, a niemal dwie trzecie – oddało coś bez udziału pieniędzy. Dzięki temu oszukują system i są w stanie wycisnąć jak najwięcej zakupowych przyjemności dla siebie – mówi Katarzyna Krzywicka-Zdunek, liderka projektu w IQS. – Walutą w tym swoistym barterze może być też wiedza, także ta o produktach i promocjach. W rodzinie i ze znajomymi wymieniają się informacjami o promocjach, kartami rabatowymi, kuponami promocyjnymi – dodaje.
– To grupa uznawana za pokolenie, które będzie w gorszej sytuacji ekonomicznej niż ich rodzice. Nie mają perspektyw stabilnej pracy, a co za tym idzie – płynności finansowej, która pozwalałaby im na długofalowe inwestycje, np. zakup domu – mówi Helena Chmielewska-Szlajfer, ekspertka w dziedzinie socjologii z Akademii Leona Koźmińskiego. – Dlatego skupiają się na konsumpcji tego, co dostępne na wyciągnięcie ręki, podkreślając przy tym rolę doświadczenia. Wydają więc na podróże i na produkty relatywnie drogie i modne – niszowe ubrania czy przysłowiową kawę latte i awokado – dodaje.
– Nasze badania pokazują, że młodzi ludzie, którzy zaczynają karierę, martwią się, że jest im dużo trudniej osiągnąć sukces niż ich rodzicom. Ale to wynika między innymi z tego, że nie chcą powtarzać ścieżki rodziców i nie chcą tak ciężko jak oni pracować – mówi Julia Izmałkowa, prezes agencji badawczej Izmałkowa.