W ostatnich dniach poznaliśmy dane dotyczące kondycji naszej gospodarki na początku 2023 r. Co z nich wynika?
Trend jest taki, jak można było oczekiwać mniej więcej od połowy ub.r. Konsumpcja idzie w kierunku recesji, a wzrost produkcji przemysłowej i produkcji budowlanej zwalnia. Zbliżamy się w kierunku dołka koniunktury. Ważna będzie inflacja. Gdy ona zacznie spadać z górki, diametralnie zmienią się nastroje konsumentów.
Gdy inflacja znajdzie się poniżej dynamiki płac, konsumpcja też wróci na ścieżkę wzrostu i spowolnienie dobiegnie końca?
Ja bym taką tezę zaryzykował. Gdzieś w połowie roku, gdy inflacja mocno zmaleje, ceny konsumpcyjne będą prawdopodobnie rosły wolniej niż płace. Bo nominalnie płace wciąż rosną szybko i trudno znaleźć powody, aby to się miało zmienić. To widać dobrze we wskaźnikach koniunktury konsumenckiej. Nigdy w historii tych badań nie było tak, że oceny bieżącej sytuacji były istotnie gorsze od oczekiwań konsumentów.
Z taką sytuacją mamy zaś do czynienia ostatnio. To wygląda tak, jak gdyby konsumenci czekali w blokach startowych, z których ruszą, gdy opadnie inflacja. Mają oszczędności zgromadzone na depozytach, nie widzą pogorszenia koniunktury na rynku pracy, więc nie muszą się obawiać o swoją sytuację finansową.