Chiny inwestują za granicą na potęgę: w 2016 r. wydały na świecie 170 mld dol., o 44 proc. więcej niż w 2015 r.. Kupują firmy, nieruchomości, inwestują w kluby sportowe, a nawet w przemysł rozrywkowy. Działają z rozmachem: China Fortune Land Development Company zainwestuje 20 mld dol. w budowę nowego Kairu, do którego mają się przenieść władze z przeludnionej stolicy Egiptu.
W Europie Chińczycy inwestują głównie w Wielkiej Brytanii, Włoszech, Niemczech i Francji, ale szukają też okazji w naszej części kontynentu. W zeszłym roku Pekin zadeklarował chęć zainwestowania 10 mld euro, a kwota miała później wzrosnąć nawet pięciokrotnie.
Na spory kawałek tego tortu apetyt ma Polska. – Chcemy budować wspólnie projekty transportowe, morskie i kolejowe – mówiła premier Beata Szydło na szczycie 16 krajów regionu i Chin jesienią w Rydze.
Ale na razie chiński kapitał Polskę omija. Przedsięwzięcia warte setki milionów złotych można policzyć na palcach. Do połowy 2016 r. wartość skumulowanych inwestycji Chin w Polsce wyniosła tylko 462 mln euro, podczas gdy na ponadtrzykronie mniejszych Węgrzech 2,1 mld euro, a w prawie dwa razy mniejszej Rumunii 741 mln euro. – Choć regularnie prowadzimy rozmowy z klientami z Chin, to decyzje inwestycyjne podejmują zbyt rzadko – mówi Paweł Tynel, partner w firmie doradczej EY.
A jeśli już się decydują, to raczej na przejęcie istniejącej już firmy niż budowę fabryki od podstaw. – Polska ma dla nich mało ofert. Nasze największe projekty infrastrukturalne to dla nich inwestycje ledwie średniej wielkości – mówi Tomasz Pisula, prezes Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (PAIH).