„Drugi silny spadek zamówień w ciągu ostatnich trzech miesięcy jest kolejnym ciosem w perspektywy gospodarcze" – mówi komunikat niemieckiego Ministerstwa Gospodarki. Resort podkreśla jednak, by nie „nadinterpetować" ostatnich danych, gdyż pochodzą one z okresu cechującego się „dużą zmiennością".

Niemieckie fabryki wciąż mierzą się z zakłóceniami w łańcuchach dostaw oraz wzrostem cen półproduktów. Czy dane o zamówieniach fabrycznych mogą świadczyć o tym, że inflacja ogranicza już popyt na niemieckie dobra przemysłowe? Październikowe dane wskazują, że popyt ten słabnie przede wszystkim na rynkach zagranicznych. O ile bowiem krajowe niemieckie zamówienia wzrosły o 3,4 proc., to zagraniczne spadły aż o 13,1 proc. Zamówienia składane przez klientów ze strefy euro zmniejszyły się jednak dosyć umiarkowanie – o 3,2 proc. – ale te spoza Eurolandu spadły o 18,1 proc. Częściowo mógł być to skutek spowolnienia gospodarczego w Chinach. Państwo Środka było bowiem jak dotąd najważniejszym odbiorcą niemieckich dóbr inwestycyjnych, do których zaliczają się m.in. maszyny przemysłowe. Zamówienia na tę kategorię dóbr zmniejszyły się zaś o 10,3 proc.

Analitycy zwracają uwagę na to, że o ile po wyjściu gospodarki globalnej z zimowych lockdownów zamówienia rosły średnio o 2 proc. miesięcznie, o tyle latem nastąpił wstrząs.

– Pod koniec lata zamówienia załamały się, spadając o ponad 12 proc. od lipca do końca października. Letnie załamanie pozostawiło swój ślad w sektorze i może odzwierciedlać napięcia w łańcuchach dostaw. Spółki przesuwają nowe zamówienia lub anulują je, wiedząc, że czas dostawy jest długi. Obecnie księgi zamówień są wypełnione i każda poprawa sytuacji w łańcuchach dostaw powinna prowadzić do zwiększenia produkcji przemysłowej – ocenia Carsten Brzeski, ekonomista z ING.