To jest paradoks. Są rozmaite złe bodźce, wojna handlowa, problemy w Chinach, a gospodarka się kręci.
Im większy spokój, tym większe niebezpieczeństwo. W gospodarce globalnej, tak silnie połączonej, jakiekolwiek ognisko zapalne wpływa natychmiast na całą resztę.
Jeżeli się czegoś boimy, to nie jest to największe zagrożenie. Największym zagrożeniem jest duży spokój, że nic nam nie grozi. W sytuacji poczucia braku zagrożenia bańka spekulacyjna na kredytach, czy na giełdzie rośnie. Przekonanie, że nic nam nie grozi, to pierwszy stopień do kryzysu.
Może bodźcem kryzysu będzie to, że akcje na rynkach światowych są za drogie? Giełdy w Stanach biją rekordy, kiedyś musi to spaść.
To, że spadnie jest pewne, ale nie wiemy kiedy. Obserwując kryzysy, rzadko wiemy, co konkretnie, danego dnia odwróciło trend. Czynniki niepokojące w USA narastały już w 2007 r. Giełda, również nasza, miała wtedy swój szczyt. Już rok przed Lehmanem ostro spadała, a mimo wszystko nie czuliśmy wielkiego zagrożenia. Dopiero potem to tąpnęło.
Jest takie głupie powiedzenie „spadło, bo nie wzrosło". Jeżeli jest jakiś czynnik, który powinien spowodować wzrost akcji na giełdzie, a mimo tego akcje nie rosną, to znaczy, że rynek już boi się czegoś innego. W tym momencie może nastąpić punkt zwrotny. Szukając potem dlaczego danego dnia giełda spadła, możemy tylko powiedzieć, że ludzie przestali kupować. A dlaczego przestali, bo widocznie akurat od tego dnia obawa przed stratą zaczęła przeważać nad chęcią zysku.
Jeżeli dojdzie do kryzysu to co z naszą giełdą?
Nasi inwestorzy już wiedzą, że jest zależność. Jak coś spada bardzo mocno w USA, zwykle wieczorem naszego czasu, to wiemy, że następny dzień będzie kiepski dla naszej giełdy.
Z drugiej strony można powiedzieć, co tu jeszcze może spadać? Mówią, że giełda już jest w ruinie.
Mam inne zdanie. Jak się patrzy na wyniki finansowe spółek, to nie ma się czym chwalić. Jak się patrzy na spółki notowane na naszej giełdzie, to jest albo stabilizacja zysków na akcje, albo spadek. W tym samym okresie zysk netto spółek amerykańskich ze S&P 500 wzrósł o 20 proc. U nas zyski są na poziomie stabilnym, a nawet zniżkowym. Nie podzielam zdania, że akcje są niedowartościowane.
U nas istotnym zagrożeniem jest postrzeganie otoczenia giełdy. Ciągle się zastanawiam, czy polska giełda nadal jest mile widziana przez polską władzę. To jest pytanie, które stawiają sobie inwestorzy. Czy priorytetem jest budowa wartości dla wszystkich akcjonariuszy ?Czy w razie trudności gospodarczych giełda nie będzie pierwszym źródłem wpływów podatkowych dla ratowania budżetu państwa ? Dobrym barometrem stosunku do giełdy będzie stopień akceptacji Pracowniczych Planów Kapitałowych.
Czyli jeżeli dojdzie do kryzysu albo krachu, to szybko u nas będzie gorąco.
Nie ma wątpliwości. Nawet jakby u nas wyniki finansowe spółek się poprawiły, to czysta psychologia rynków światowych doprowadzi do spadku. Jak gdzie indziej spada, to nasi inwestorzy wiedzą, że jak się troszkę spóźnią, będą sprzedawać po niższych cenach.