A jednak optymizm. To on dominuje wśród polskich przedsiębiorców. Właściwie wypada zapytać dlaczego. Przecież ankietowani przez nas ludzie biznesu mają głębokie obawy związane z sytuacją międzynarodową, nie mogą rozwinąć skrzydeł ze względu na ceny energii, rosną im koszty pracy, o ile w ogóle można znaleźć pracowników. A gdzieś tam na politycznym horyzoncie krążą pomysły typu czterodniowy tydzień pracy, co delikatnie mówiąc, może jeszcze bardziej skomplikować prowadzenie biznesu.

Tych komplikacji jest już przecież wystarczająco dużo. Warto o nich pomyśleć w kontekście przyszłości polskiej przedsiębiorczości. Bardzo często pojawia się przecież pytanie, co tak właściwie jest paliwem dla polskiej gospodarki, czym nasze firmy mają konkurować – i ze światem, i z międzynarodowymi podmiotami funkcjonującymi nad Wisłą. Koszty pracy? To już nie wróci. Chłonny i stosunkowo duży rynek wewnętrzny, na którym znajdzie się miejsce dla wszystkich? Niekoniecznie. Innowacyjność? No, tutaj zaczyna robić się ciekawie.

Nie chodzi o to, żeby polskie firmy stały się globalnymi technologicznymi gigantami. Pewnie wszyscy byśmy tego chcieli, ale bądźmy realistami. Natomiast warto, żeby w szerszej skali polskich przedsiębiorców przejął fakt, że świat właśnie przechodzi kolejną technologiczną rewolucję, być może o podobnym znaczeniu jak rozpowszechnienie się internetu. Mowa oczywiście o AI, której zastosowanie w naszych firmach pozostaje na bardzo niskim poziomie, jest tylko kawałkiem unijnej średniej. A przecież narzędzia oparte na sztucznej inteligencji są świetnym środkiem do zwiększania efektywności. Jeżeli w tej chwili firma idzie nieźle, to AI stwarza szansę, żeby biznes szedł bardzo dobrze. Trzeba tylko (i aż!) to dostrzec i wykorzystać. Zresztą, jeżeli nie zrobią tego polskie firmy, na pewno wykorzystają to inni.

AI to przykład potencjału, swego rodzaju rezerwy rozwojowej dla polskich firm. Być może trzeba szukać takich rezerw i ich wykorzystanie będzie kolejnym bodźcem dla naszego biznesu. Inny przykład – jeżeli firmy radzą sobie nieźle w trudnym otoczeniu prawnym i legislacyjnym, to być może szansą dla nich na skok rozwojowy będzie uproszczenie tego otoczenia. Tutaj kłania się nadużywane i częściowo skompromitowane określenie deregulacja. Było wykorzystywane w różnych sytuacjach, przez różne rządy i jakoś nic z tego nie wyszło. Czy wyjdzie teraz? Nie brak sceptycyzmu, ale z drugiej strony nie można zaprzeczyć, że mamy do czynienia z przymiarką do najpoważniejszego procesu deregulacyjnego ze wszystkich procesów deregulacyjnych, jakie mieliśmy. Jeżeli przyniesie efekty – otwiera się nowa szansa dla polskich firm. I wówczas poczucie optymizmu wśród polskich przedsiębiorców nie będzie już powodem do większego zdziwienia. Po prostu: będą chcieli rozwijać nowoczesny biznes w bardziej przyjaznym otoczeniu.