W sprawach gospodarczych Europejczycy mają obecnie kilka twardych orzechów do zgryzienia. Począwszy od ciągłych pogróżek amerykańskiego prezydenta o wprowadzeniu ceł, przez trwający wciąż konflikt handlowy między USA i Chinami, aż po brexit, będący jedną wielką niewiadomą.
Do tego cieniem na europejską unię walutową kładą się wciąż jeszcze następstwa kryzysu zadłużenia i kryzysu finansowego.
Czytaj także: "Die Welt": Reparacje przynoszą więcej szkód niż korzyści
W drugiej połowie roku 2018 w Europie nie można było mówić o rzeczywistym wzroście gospodarczym. Niemcy, największa narodowa gospodarka kontynentu, otarły się prawie o recesję. Tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego europejski urząd statystyczny Eurostat mógł choć częściowo odwołać alarm: w pierwszych trzech miesiącach br. gospodarka znów się nieco rozkręciła. W całej UE wzrosła o 0,5 proc., w Niemczech o 0,4 proc.
Mniejszy wzrost w roku 2019
Lecz to za mało na odwołanie alarmu – podkreśla niemiecki minister gospodarki Peter Altmaier. Podobnie widzi to Komisja Europejska w Brukseli. Opublikowana przez nią w maju prognoza koniunkturalna przewiduje na bieżący rok znacznie słabszy wzrost gospodarczy w Europie. Przytłumione oczekiwania wynikają z prognoz wzrostu i handlu na całym świecie, który opublikował Międzynarodowy Fundusz Walutowy i inne instytucje. Argumentuje on, że kiedy nie wiedzie się dobrze gospodarce światowej, cierpią na tym także Europejczycy.