O środowej sesji inwestorzy raczej będą chcieli jak najszybciej zapomnieć. Miło było bowiem tylko na początku. Im dalej w las tym gorzej.
Początek notowań nie zwiastował problemów. WIG20 zaczął dzień od wzrostu rzędu 0,4 proc. co było pochodną udanej sesji na Wall Street, a także na rynku japońskim. Poranny optymizm okazał się jednak ulotny. Już w zasadzie po godzinie od rozpoczęcia handlu WIG20 oddał całość porannych wzrostów i zjechał w okolice zamknięcia z wtorku. To jednak był tylko przedsmak wyzwań z jakimi później przyszło się zmierzyć naszemu rynkowi.
Kolejne godziny notowań to już zdecydowana presja podaży. WIG20 w pewnym momencie zaczął tracić nawet około 1,5 proc. Patrząc na zachowanie największych europejskich rynków ruch ten można byłoby uznać za spore zaskoczenie i rozczarowanie. W Niemczech czy też we Francji indeksy świeciły bowiem na zielono. Szersze spojrzenie na europejskie parkiety rozjaśniało nieco sytuację. W odwrocie znalazły się bowiem rynki zaliczane do grona rozwijających się. Mocne spadki dotknęły rynek turecki, gdzie tamtejszy BIST100 stracił ponad 2 proc. Prawie 2 proc. spadał w ciągu dnia rosyjski RTS, zaś węgierski BUX tracił około 0,7 proc.
Nastroje na GPW co prawda w końcówce się nieco poprawiły, głównie za sprawą wzrostów na początku sesji na Wall Street, ale i tak nie było mowy o tym, aby WIG20 odrobił wszystkie straty. Ostatecznie indeks największych spółek stracił 1 proc. i do czwartkowej sesji przystąpi z poziomu 2364 pkt. Kolor czerwony dominował także w sektorze średnich i małych spółek. mWIG40 stracił 1,1 proc. zaś sWIG80 spadł 0,2 proc.
Szukając jasnych stron środowej sesji należy zwrócić uwagę na stosunkowo niewielką aktywność inwestorów. Obroty na całym rynku z trudem przekroczyły poziom 600 mln zł, co może świadczyć, że na razie nie ma mowy o masowej ucieczce od akcji.