Zaskakująca decyzja agencji ratingowej Standard and Poor's o obniżce polskiego ratingu została negatywnie przyjęta przez inwestorów giełdowych. Tym samym gracze w ostatnich dniach dostali kolejny mocny argument przemawiający za wyprzedażą polskich akcji.
W rezultacie WIG20 niemal z marszu pokonał psychologiczną barierę tym razem 1700 pkt kończąc poniedziałkowe notowania aż 3,2-proc. spadkiem. W ten sposób wskaźnik ten znalazł się na nowych kilkuletnich minimach. Tak nisko, jak obecnie WIG20 nie był notowany od kwietnia 2009 roku. Sprzedający rozdawali także karty na większości pozostałych europejskich rynków akcji, jednak skala przeceny była tam nieporównywalna z tym, co się działo w Warszawie. Jest to czytelny sygnał, że za przecena akcji z warszawskiej giełdy stoją lokalne problemy. W efekcie inwestorzy pozbywają się to, czego do tej pory nie udało im się jeszcze sprzedać, nie zważając zupełnie na sytuację na pozostałych rynkach.
W poniedziałek najsłabszym sektorem z całej giełdowej stawki w Warszawie były banki. Rynek najwyraźniej wciąż nie może dojść do siebie po upublicznieniu w piątek prezydenckiego projekt ustawy o przewalutowaniu kredytów frankowych., co oznaczałoby kolejnym istotnym obciążeniem dla krajowego sektora bankowego. Najmocniej oczywiście traciły akcje instytucji najbardziej zaangażowanych w kredyty frankowe, jak chociażby Millennium czy PKO BP. Jednak negatywne nastawienie rynku do sektora powodowało, że kilkuprocentowe spadki kursów nie ominęły także pozostałych przedstawicieli sektora bankowego. Z pozostałych dużych firm inwestorzy chętnie pozbywali się także walorów PGNiG i spółek energetycznych. Przecenie skutecznie opierają się jedynie walory KGHM i Synthosu.
Fatalne nastroje zdominowały również segment małych średnich spółek. Zdecydowana większość walorów notowanych na szerokim rynku zakończyła notowania pod kreską.