Cięcia brytyjskich ratingów dokonane przez agencje Fitch (z AA+ do AA) oraz Standard & Poor's (z najwyższego poziomu AAA do AA) nie sprawiły większego wrażenia na inwestorach. Na europejskich rynkach doszło we wtorek do odbicia.
Londyński indeks FTSE 250 zyskiwał po południu 3,3 proc., FTSE 100 rósł wówczas o blisko 3 proc., niemiecki DAX o 3 proc., a polski WIG20 rósł o ponad 1 proc. Funt umacniał się o prawie 1 proc. wobec dolara. Straty odrabiała też polska waluta. Za dolara płacono już mniej niż 4 zł, a za 1 franka szwajcarskiego 4,08 zł.
To było odreagowanie silnej przeceny, do której doszło w piątek i poniedziałek, po brytyjskim referendum w sprawie Brexitu. W jej trakcie z giełd całego świata wyparowało łącznie ponad 3 bln dol., czyli nieco więcej niż wynosi nominalny PKB Wielkiej Brytanii.
Duże ryzyko
– Można pomyśleć, że nie doszło do referendum w sprawie Brexitu ani do cięć ratingów. To, jak mocno FTSE 100 oparł się spadkowi poniżej 6 tys. pkt, jest niesamowite – twierdzi Chris Beauchamp, analityk z firmy IG. – Odbicie było co prawda do przewidzenia i nie zmienia faktu, że w krótkim terminie będzie dominowała niepewność i strach, a także, że w długim terminie rynek może wejść w bessę. Jednak widok niskich współczynników c/z i dobrych stóp dywidendy okazał się dla wielu inwestorów sprawą zbyt kuszącą – zaznacza.
Wielu analityków wskazuje jednak na duże ryzyko polityczne, jako na czynnik mogący zniechęcać inwestorów do lokowania pieniędzy na giełdach.