Od listopadowego minimum główny indeks warszawskiej giełdy wzrósł o ponad jedną trzecią, ale debiutantów nadal jest mniej niż spółek wycofywanych z obrotu. Ten trend może być kontynuowany. Obserwujemy go również na zagranicznych rynkach, a w Polsce dodatkowo jest wzmacniany przez obostrzenia regulacyjne, które zniechęcają potencjalnych debiutantów oraz sprawiają, że dominujący akcjonariusze skupują brakujące pakiety i wycofują spółki. O sukcesie wezwania właśnie poinformowała rodzina Mzyków kontrolująca Paged – po 21 latach obecności na giełdzie za kilka miesięcy meblowa spółka z niej zniknie.
Trwa też kilka innych wezwań i jest już niemal pewne, że w tym roku padnie niechlubny rekord liczby wycofań. W 2016 r. było ich 19. Z naszych szacunków wynika, że od początku tego roku z rynku publicznego zniknęły już akcje 16 spółek, których łączna kapitalizacja przekracza 7 mld zł. Powodem wykluczenia części firm były bankructwa, ale w zdecydowanej większości przejęcia. To dobry czas na rynku M&A. Niskie stopy procentowe sprawiają, że kupujący (inwestorzy strategiczni, fundusze private equity bądź dominujący akcjonariusze) mogą stosunkowo tanio pozyskać finansowanie.
Wśród wycofywanych spółek dominują krajowe, ale w ostatnim czasie daje się zauważyć wzmożoną liczbę „ucieczek" emitentów z innych rynków. 19 września jest dniem wykluczenia z obrotu czterech firm: InPostu, Integera, czeskiego Pegasa oraz estońskiego Olympic Entertainment Group. Po dwóch ostatnich inwestorzy płakać raczej nie będą, bo i tak zainteresowanie nimi było znikome – podobnie zresztą jak większością spółek zagranicznych notowanych na warszawskiej giełdzie. Jest wątpliwe, czy uda jej się zrealizować zapowiadany kilka lat temu plan zbudowania centrum finansowego w regionie.
Analizując proces wycofań z GPW, warto odnotować, że jest też jednak druga strona medalu: spółki wycofywane robią miejsce nowym podmiotom, również tak dużym i ciekawym jak Play czy Dino. To do nich płynie kapitał i na nie kieruje się uwaga analityków, zarządzających oraz inwestorów.