Gracze inwestujący na rynkach wschodzących, którzy liczyli, że zeszły tydzień dostarczy im wielu emocji, na pewno nie mogą się czuć rozczarowani. Nie brakowało bowiem ważnych danych makroekonomicznych z tych regionów, które wpływały na giełdy. Pierwsze skrzypce grały jednak Rezerwa Federalna oraz Europejski Bank Centralny. To one przesądziły o przebiegu handlu.
Bilans całego tygodnia na pierwszy rzut oka nie napawa optymizmem. Indeks MSCI EM, który najlepiej obrazuje nastroje na rynkach wschodzących, stracił w zeszłym tygodniu 0,8 proc. Nie oznacza to jednak, że inwestorzy nie mieli okazji do zarobku. Wręcz przeciwnie. Błysnął w końcu nasz WIG. W ciągu tygodnia stopa zwrotu z tego indeksu wyniosła 4,5 proc., co na tle innych rynków zaliczanych do grupy rozwijających się okazało się świetnym wynikiem.
Skąd ten dobry rezultat? Pomogły m.in. dobre dane makro. Wskaźnik PMI dla przemysłu liczony przez HSBC i Markit Economics, po raz pierwszy od marca 2012 r. przekroczył w lipcu próg 50 pkt, czyli barierę oddzielającą ożywienie od stagnacji. Wyniósł 51,1 pkt wobec 49,3 pkt miesiąc wcześniej. Był to także najwyższy odczyt od stycznia 2012 r.
Analitycy sugerują również, że coraz łaskawszym okiem na nasz rynek patrzą inwestorzy zagraniczni. Dane makro potwierdzają bowiem, że polska gospodarka najgorsze ma już za sobą, dzięki czemu według specjalistów nasza giełda w końcu zacznie nadrabiać dystans do innych rynków. Oczywiście miniony tydzień stał także pod znakiem wielu ciekawych informacji z Chin, które są bardzo ważnym ogniwem światowej gospodarki.
Tamtejszy wskaźnik PMI obliczany przez HSBC znalazł się w lipcu na poziomie 47,7 pkt, najniższym od 11 miesięcy. Wynik tamtejszego indeksu SSE Composite nie był jednak tak okazały jak w przypadku WIG. Tygodniowa stopa zwrotu tego wskaźnika wyniosła „zaledwie" 0,9 proc.