Twierdzi, że indeks szerokiego amerykańskiego rynku akcji Standard&Poor's500 wróci do poziomu z listopada ubiegłego roku, czyli w okolice 1343 pkt. Faber uważa, że amerykańskie walory raczej nadają się do sprzedaży niż do kupna.
Teraz swoje niedźwiedzie nastawienie wzmocnił trzema argumentami:
Stany Zjednoczone pójdą w ślady rynków wschodzących, czyli w dół. Tegoroczne lato dla emerging markets nie było łaskawe i w ciągu półtora miesiąca iShares MSCI Emerging Markets ETF , który podąża za notowaniami dużych i średnich spółek, stracił na wartości prawie 20 proc. W tej sytuacji USA mają przewagę, ale ona, zdaniem Fabera, nie utrzyma się. Amerykańskim akcjom zaszkodzą wysokie wyceny. Kiedy rynki wschodzące spadają, zaś S&P500 idzie w górę alokujący aktywa zadają sobie pytanie, czy warto kupować, kiedy S&P500 jest blisko górki, czy też nie lepiej wrócić na rynki wschodzące, które straciły 50 proc. od szczytu, jak Indie, Brazylia itd. Pieniądze mogą więc z powrotem popłynąć na rynki wschodzące, prognozuje Marc Faber.
Bliski Wschód zapowiada katastrofę. Ostatnio rynkom akcji zaszkodziły obawy z powodu możliwej akcji wojskowej USA przeciwko Syrii. Ten region, według Fabera, jest beczką prochu, która eksploduje z powodu „imperialistycznej polityki zachodnich mocarstw", które ingerują w sprawy lokalne. To będzie katastrofa-twierdzi ten jeden z rynkowych guru.
Zanim Syria stała się problemem dla inwestorów ich uwaga koncentrowała się na stopach procentowych. Przez dłuższy czas amerykańska Rezerwa Federalna, dzięki luźniej polityce pieniężnej, utrzymywała stopy na historycznie niskich poziomach, ale od lipca 2012 r. oprocentowanie 10-letnich obligacji skarbowych USA podwoiło się mimo skupu papierów dłużnych z rynku przez bank centralny. Co to oznacza? Stopy procentowe nie są już czynnikiem sprzyjającym rynkowi, lecz stały się hamulcem. W. Z. cnbc.com