W tym czy przyszłym roku? To pytanie zadają sobie inwestorzy chcący skorzystać z wielomilionowych dotacji z „Innowacyjnej gospodarki" na inwestycje produkcyjne oraz te w sektorze usług nowoczesnych.
To ostatni konkurs na unijne wsparcie dla inwestycji o dużym znaczeniu dla gospodarki. Ma ono wynieść ok. 900 mln zł. Wciąż nie wiadomo jednak, czy konkurs odbędzie się w tym czy przyszłym roku. Doradcy chcą, aby odbył się jak najszybciej.
– Kolejne przesunięcie terminu konkursu powoduje frustrację przedsiębiorców, szczególnie zagranicznych, którzy od czerwca (pierwszy planowany termin naboru) ponoszą koszty związane ze wstrzymaniem realizacji inwestycji po to, aby zainwestować w Polsce więcej i szybciej z użyciem środków publicznych. Przesunięcie naboru nie tylko nadweręża zaufanie biznesu do instytucji publicznych, ale powoduje też, że inwestycje, które mogłyby przynieść istotną wartość dla polskiej gospodarki, bądź się znacząco opóźnią, bądź w ogóle nie będą zrealizowane – wskazuje Michał Turczyk z firmy doradczej Deloitte. – Konkurs powinien się odbyć jak najszybciej. Jego odwlekanie może się skończyć tym, że niektóre firmy zainwestują gdzie indziej – wtóruje Michał Gwizda z Accreo Taxand.
Zdanie doradców zdaje się podzielać resort gospodarki, który rozdziela dotacje. – Opowiadamy się za rozpoczęciem konkursu o dotacje zarówno na projekty produkcyjne, jak i usługowe, np. centra usług wspólnych i centra IT, jeszcze w tym roku. Dysponujemy wolnymi środkami i wiemy, że firmy są gotowe składać wnioski. Zaproponowaliśmy zmianę kryteriów ich oceny. Większy nacisk położymy na aspekt badawczo-rozwojowy projektów. Premiowane będą projekty małych i średnich firm oraz te, które zapewnią najwięcej wysoko wykwalifikowanych miejsc pracy – mówi „Rz" Dariusz Bogdan, wiceminister gospodarki.
Do szczęścia firmom brakuje tylko zgody Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, a ono skłania się ku innemu rozwiązaniu.