Słowo „recesja” od dłuższego czasu nie schodzi z ust inwestorów, analityków i ekonomistów. Trzeba było jednak tak dużego tąpnięcia na giełdach całego świata, by uświadomić, że problem Amerykanów w mniejszym bądź większym stopniu dotknie wszystkich. Wczoraj kolejny raz głos w tej sprawie zabrał George Soros. W komentarzu dla BBC pozytywnie ocenił wtorkową decyzję Fedu, ale stwierdził, że gospodarkom USA i Wielkiej Brytanii będzie trudno się obronić przed recesją. Na rynku pojawiły się też kolejne pogłoski o odpisach na złe kredyty. Tym razem dotyczą banku Société Générale. Z kolei analitycy Merrill Lynch wczoraj drastycznie obniżyli prognozy wzrostu amerykańskiego PKB – z 1,6 do 0,8 proc.
Nie ma się więc czemu dziwić, że entuzjazm z wtorku, kiedy indeksy ruszyły w górę po nadspodziewanej obniżce stóp przez Fed, widoczny był tylko rano i szybko wyparował. Indeksy giełd zachodnich kończyły dzień dużymi spadkami, które w ciągu dnia sięgały 5 proc. Również sesja w USA rozpoczęła się od mocnej przeceny. Choć finał notowań nastrajał optymistycznie, Dow Jones zyskał aż 2,5 proc.
Podczas sesji w Warszawie, jak w filmie sensacyjnym, mieliśmy wszystko: dynamiczną akcję, nagłe zwroty akcji i szczęśliwy finał. Początkowo popyt skupił się na walorach małych i średnich firm. W pewnym momencie indeksy tych spółek zyskiwały nawet 3 proc. Później wyprzedaż objęła cały rynek, co najbardziej odczuli posiadacze akcji z WIG20. Dopiero w końcówce znów pojawili się chętni do zakupów, co pozwoliło wyjść indeksom mWIG40 i sWIG80 na plus. Straty odrobił też WIG20, który zakończył dzień o 0,15 proc. wyżej niż we wtorek. Obroty przekroczyły 3 mld zł. Teoretycznie powinno to zapowiadać próbę wybicia w górę, ale w obecnej sytuacji równie dobrze może nie zapowiadać nic.