Ostatnio pojawia się wiele głosów w mediach propagujących wprowadzenie w Polsce tak zwanego podatku liniowego. Platforma Obywatelska, uczyniła z postulatu wprowadzenia podatku liniowego jeden z głównych punktów swojego programu (choć w oficjalnym programie rządu koalicyjnego jak na razie takiego zapisu nie ma).
Z wprowadzeniem podatku liniowego łączy się nadzieje, że zapewni to wzmocnienie naszej gospodarki, oddali groźbę pogorszenia koniunktury, przyspieszy długookresowe tempo wzrostu itd., nie wspominając już o powszechnej szczęśliwości i cudzie gospodarczym. Warto przeto przyjrzeć się temu, co kryje się pod hasłem „podatek liniowy”, zwłaszcza że nagromadziło się tu wiele nieporozumień.
Nieporozumieniem jest przede wszystkim sama nazwa: „podatek liniowy”. Powstała ona w wyniku niezbyt trafnego przetłumaczenia tytułu wydanej w 1995 r. książki dwóch ekonomistów amerykańskich, Roberta E. Halla i Alvina Rabuschki, „The Flat Tax” (już w 1998 r. przetłumaczonej i wydanej w Polsce), który prawidłowo powinien brzmieć „podatek jednolity”. Jednakże na tym nie kończy się nieporozumienie. Zarówno określenie podatek liniowy, jak i podatek jednolity, to tylko nowe nazwy dla podatku proporcjonalnego, o którym od 200 lat toczy się dyskusja, w której przeciwstawiany jest on podatkowi progresywnemu.
W dyskusji tej wypowiadali się tacy klasycy liberalnej myśli ekonomicznej jak Adam Smith czy Jean Baptiste Say – notabene popierając umiarkowaną progresję w opodatkowaniu – czy młodszy od nich John Stuart Mill, zwolennik podatku proporcjonalnego. Książka Halla i Rabuschki nie stanowiła odkrycia problemu, lecz raczej otwarcie nowego etapu dyskusji.Powierzchownie odczytując przesłanie książki Halla i Rabuschki, można mniemać, iż chodziło im o zastąpienie w federalnym podatku dochodowym pięciostopniowej skali progresywnej (od 15 do 39,6 proc.) jednolitą stawką 19 proc. Jednakże właściwy sens tej propozycji może być zrozumiany jedynie w szerszym kontekście ówczesnego amerykańskiego systemu podatkowego. Wielka liczba ulg, odchyleń i luk w prawie pozwalała – jak pisze Hall i Rabuschka – „niektórym bardzo bogatym ludziom płacić niewielkie lub nawet żadne podatki”. Możliwości te wymagały jednak korzystania z bardzo drogich usług doradców podatkowych, a więc mogły z nich korzystać osoby o bardzo wysokich dochodach; przy niższych było to po prostu nieopłacalne.
Hall i Rabuschka połączyli wprowadzenie jednolitej stawki podatkowej z likwidacją ulg i odliczeń oraz luk prawnych, dzięki między innymi maksymalnemu uproszczeniu zasad ustalania podstawy opodatkowania. Wydaje się wprawdzie, że pisząc o tych zasadach, nie w pełni zdawali sobie sprawę z niektórych strukturalnych trudności, ale to już sprawa uboczna. Generalnie Hall i Rabuschka pragnęli zapewnić sprawiedliwy i uczciwy – posługując się idiomem fair and squire – system opodatkowania dochodów. W związku z tym uważali za niezbędne wysokie kwoty wolne, na poziomie zapewniającym pokrycie kosztów utrzymania na „przyzwoitym” poziomie. Konkretnie proponowali – w warunkach 1995 r. – 16,5 tys. dol. dla małżonków rozliczających się wspólnie plus 4,4 tys. dol. na każdą osobę pozostającą na utrzymaniu (niekoniecznie dzieci) oraz 14 tys. dol. dla jednej osoby prowadzącej gospodarstwo domowe. Opodatkowanie dotyczyło tylko nadwyżek ponad wymienione kwoty. W ten sposób miała być zapewniona sprawiedliwa ochrona podatników o niższych dochodach.