– Osłabienie złotego sprawi, że PKB w pierwszym kwartale obniży się tylko o 0,5 proc., a nie o 1,5 proc. – mówi Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku. – W całym roku możemy liczyć na spadek PKB o 0,6 proc., a nie o 1,1 proc.
Wyższy niż jeszcze kilka miesięcy temu kurs euro sprawia, że nie opłaca się ściągać zza oceanu elektroniki, a z Europy używanych aut. Także firmy drastycznie ograniczyły swój import po części z uwagi na spadek eksportu i brak zapotrzebowania na niektóre surowce wykorzystywane do produkcji towarów, a po części z powodu wzrostu cen. – Odsuwamy się od produktów importowanych na rzecz produkowanych w Polsce, co ratuje firmy przed zdecydowanie gorszymi wynikami finansowymi oraz koniecznością masowych zwolnień pracowników – mówi Jarosław Janecki, główny ekonomista Societe Generale.
Liczy na to zwłaszcza branża motoryzacyjna, dla której wzrost sprzedaży o 0,5 proc. w sytuacji, gdy cały świat notuje spadki jest sukcesem. – W lutym do Polski ściągnięto około 43 tys. aut, podczas gdy jeszcze w grudniu było to około 90 tys. samochodów – mówi Wojciech Drzewiecki z Samaru. – To w głównej mierze wynik słabego złotego, który powoduje, że ściąganie samochodów stało się nieopłacalne. Jednocześnie coraz chętniej do naszych salonów zaglądają obcokrajowcy, dla który zakupy w Polsce stały się tańsze. Potwierdzeniem tego jest różnica pomiędzy ilością sprzedanych aut w Polsce, a zarejestrowanych. W marcu, jak szacuje Samar, może to być około 30 proc.
Zdaniem Mateusza Szczurka ten proces będzie trwał. – Podobnie było w latach 2001 – 2003. Wówczas także eksport netto stał się czynnikiem ratującym naszą gospodarkę – przypomina ekonomista.
Jak podał NBP, eksport w styczniu zmalał o 16,2 proc., a import o 18,2 proc. Dzięki temu deficyt na rachunku obrotów bieżących zmniejszył się w porównaniu z grudniem z 7,7 mld zł do 4,5 mld zł. – Słaby złoty zwiększa konkurencyjność polskiej gospodarki i rodzi nadzieje, że uda się utrzymać szybki wzrost – mówi Janusz Jankowiak, ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Jednak i tak potrzebny jest popyt na nasze towary za granicą. Jeśli gospodarka Niemiec zanurkuje zbyt głęboko, to nawet za pół darmo nikt naszych towarów nie weźmie i miejsc pracy w branżach eksportowych nie uda się uratować.