– Ustaliliśmy z GazpromExportem szczegóły umowy dotyczącej importu 2,5 mld m sześc. gazu w tym roku. By mogła ona wejść w życie, potrzebne są jeszcze uzgodnienia międzyrządowe – mówi „Rz” prezes Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa Michał Szubski. – Ta umowa ma zastąpić kontrakt z RosUkrEnergo, którego spółka ta nie jest w stanie od początku roku realizować.
Formalnie zatem strona rosyjska wykazała dobrą wolę – przejęła obowiązki RosUkr-Energo (której jest współwłaścicielem) wobec Polski. Problem jednak w tym, że te uzgodnienia między firmami nie mają zbyt dużego znaczenia, bo nie wiadomo, kiedy umowa zostanie podpisana. Tymczasem te 2,5 mld m sześc. to ok. 18 proc. rocznego polskiego zapotrzebowania na gaz ziemny. Paliwo powinno płynąć od stycznia tranzytem przez Ukrainę do granicy z Polską, ale w efekcie konfliktu gazowego między Moskwą a Kijowem najpierw Gazprom w ogóle wstrzymał eksport swojego surowca przez Ukrainę, a potem obie strony ustaliły, że pozbędą się pośrednika, jakim jest RosUkrEnergo – i jej gaz przejęła narodowa firma gazowa Ukrainy – Naftogaz.
[wyimek]10 mld m sześc.gazu rocznie chcą Polsce sprzedawać Rosjanie przez najbliższe 13 lat. To kiepska oferta[/wyimek] Dla PGNiG, który sprzedaje teraz gaz z magazynów, wznowienie tych dostaw ma szczególne znaczenie. – Na przełomie kwietnia i maja powinniśmy zacząć napełniać magazyny przed sezonem zimowym – mówi prezes Szubski. Ale choć nie przyznaje oficjalnie, to jak eksperci rynku zdaje sobie sprawę, że zawarcie umowy na ten rok może być bardzo trudne. Strona rosyjska chce bowiem „niejako przy okazji dokonać zmian w wieloletnim kontrakcie, jaki Gazprom ma z PGNiG. Przewiduje on, że do 2022 r. polska firma będzie sprowadzać od 7,3 do 8,4 mld m sześc. rocznie. Jak dowiedziała się „Rz”, Rosjanie chcą zwiększyć te ilości o ok. 2 – 2,5 mld m sześc. rocznie (czyli do ok. 10 mld m). Nie udało się uzyskać w tej sprawie komentarza gazowej firmy.
Dla Polski propozycja Gaz- promu to niekorzystne rozwiązanie, bo zwiększa uzależnienie od importu ze Wschodu. Już teraz Gazprom pokrywa około połowy naszego popytu, a przy dodatkowej umowie w tym roku będzie to ok. 70 proc. Natomiast nasz kraj będzie potrzebował dodatkowych ilości paliwa najwyżej przez najbliższe pięć – sześć lat, a nie do 2022 r. Do 2014 – 2015 r. mają zostać zrealizowane dwa projekty służące dywersyfikacji zaopatrzenia, czyli terminal gazu w Świnoujściu oraz gazociąg do Danii. Zatem najkorzystniejszym dla Polski rozwiązaniem byłoby zawarcie tylko tymczasowej umowy z Gazpromem na import ok. 2,5 mld m sześc. gazu (rocznie) i pozostawienie bez zmian wieloletniego kontraktu. Ale rosyjskiego partnera będzie trudno przekonać. Zwłaszcza, że może grać na zwłokę.
[ramka][srodtytul]Radość w Bratysławie[/srodtytul]Słowacki rząd odkupił od Jukosu 49 proc. akcji Transpetrolu. To słowacka część rurociągu Przyjaźń przesyłającego rosyjską ropę do Europy Zachodniej. – Transpetrol to dla nas strategiczna firma gwarantująca bezpieczeństwo energetyczne – podkreśla minister gospodarki Lubomir Jahnatek. O przejęcie pakietu starała się Moskwa, twierdząc, że po bankructwie Jukosu wszystkie jego aktywa powinny przejść na własność skarbu Rosji. Międzynarodowe sądy nie przyznały jej racji, bo 49 proc. akcji Transpetrolu należało do samodzielnej spółki Jukosu – Jukos Finance B.V. Zakupem 49-proc. pakietuinteresował się PKN Orlen, ponieważ z ropy przesyłanej Transpetrolem korzysta należący do Orlenu czeski Unipetrol. [/ramka][i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: