W tym roku strefa euro będzie bardziej niż inne regiony świata zagrożona upadłościami. Podobnie będzie w przyszłym roku.
W innych krajach też nie jest różowo, ale w przyszłym roku sytuacja ma się tam poprawiać. Przykładem są Stany Zjednoczone, gdzie w 2009 roku liczba upadłości ma być tam wyższa o 45 proc. niż w roku 2008 (gdy zbankrutowało 43,5 tys. przedsiębiorstw). Ale już prognoza Euler Hermes na rok 2010 zakłada w tym kraju spadek upadłości o 4 proc. W Korei Południowej, gdzie tegoroczna liczba plajt będzie większa od tej z ubiegłego roku o jedną czwartą, w roku przyszłym spadnie o 5 proc. Podobnie będzie na Tajwanie: po 18-procentowym wzroście nastąpi 5-procentowy spadek.
Także inne gospodarki Dalekiego Wschodu będą pod względem kondycji przedsiębiorstw prezentować się w przyszłym roku korzystniej, niż zachodnia część Europy. W Singapurze liczba bankrutów wzrośnie w tym roku co prawda o 37 proc., ale w przyszłym o zaledwie 4 proc. W Chinach najpierw wzrośnie o 10 proc., ale potem tylko o 5 proc. Tymczasem w Europie Zachodniej bankrutów przybywać będzie szybciej.
W Portugalii w 2010 roku spodziewany jest wzrost liczby plajt o 20 proc., we Włoszech i na Węgrzech o 15 proc., w Niemczech i Wielkiej Brytanii o 11 proc. Odetchną nieliczne kraje: w Danii będzie spadek bankructw o 9 proc., w Hiszpanii – spadek o 3 proc., w Irlandii – o 8 proc., w Norwegii – o 5 proc.
Analitycy Euler Hermes wskazują na współzależność pomiędzy liczbą bankructw a cyklem koniunkturalnym. By upadłości utrzymywały się na stałym poziomie, PKB musi rosnąć w tempie 2 – 3 proc. rocznie. Jednocześnie spadek tempa wzrostu PKB o 1 proc. oznacza, że liczba niewypłacalnych przedsiębiorstw zwiększy się o 5 – 10 proc.