Węgry były pokazywane przez Brukselę innym państwom naszego regionu jako wzór do naśladowania i spodziewano się, że już w 2009 r. przyjmą euro.
W 2002 r. władzę objęli jednak socjaliści. Premierem został Ferenc Gyurcsany. – Przez cztery lata nie zrobiliśmy nic. Absolutnie nic. Ostatnie półtora roku czy dwa lata były jednym wielkim kłamstwem. Spieprzyliśmy sprawę, i to strasznie. Żaden z europejskich krajów nie zrobił tylu głupstw co my – w ten sposób w 2006 r. recenzował on dokonania swojego gabinetu.
[wyimek]Rządy premiera Ferenca Gyurcsany’ego (z lewej) krytykuje obecny szef rządu Viktor Orban. Robi to jednak wzbudzając duże kontrowersje wśród inwestorów[/wyimek]
Deficyt budżetowy sięgnął wówczas 9,3 proc. PKB, co władze ukrywały przed narodem, by nie przegrać wyborów. Później było już tylko gorzej. W następnych latach kraj musiał doświadczyć bolesnych cięć budżetowych i podwyżek podatków. Gospodarka znacznie zwolniła, a później pogrążyła się w recesji. W 2008 r. znajdowała się już niemal w stanie agonalnym. Jesienią 2008 r. rząd, by uniknąć bankructwa (głównie banku OTP), musiał skorzystać z 25 mld dol. pomocy z Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz z Unii Europejskiej. W zamian za wsparcie socjalistyczny rząd zobowiązał się, że będzie naprawiał finanse publiczne kraju.
Od tej pory sytuacja gospodarcza znacząco się poprawiła. Inwestorzy odzyskali zaufanie do węgierskiego długu. Ale stan gospodarki wciąż nie jest najlepszy. O ile PKB Węgier spadł w 2009 r. o 6,3 proc., o tyle w tym roku ma się zmniejszyć zaledwie o 0,2 proc. Gyurcsany odszedł w 2009 r. w atmosferze skandalu i przekazał władzę nad krajem partyjnemu koledze Gordonowi Bajnajowi, który pogłębił cięcia budżetowe. Polityka ta powoli odnosiła skutek. Ożywienie na rynkach eksportowych zmniejszyło skalę spadku PKB, a w wyniku cięć deficyt budżetowy spadł w 2009 r. do 4 proc. PKB.