Ministerstwo Gospodarki kierowane przez wicepremiera Waldemara Pawlaka wyszło z inicjatywą uregulowania kwestii tzw. spreadów walutowych, czyli różnic kursów, po których banki wypłacają kredyty oraz przeliczają ich raty. Średni spread dla franka wynosi 7,6 proc., ale w niektórych bankach sięga 14 proc., co zwiększa koszty kredytu. O pomysłach MG napisał „Dziennik Gazeta Prawna”.
Pierwszy zakłada wprowadzenie obowiązku spłaty kredytu po średnim kursie NBP. Drugi przewiduje zakaz pobierania opłat od osób, które spłacają kredyty walutami kupionymi w innym banku albo kantorze. – Nie wiemy, dlaczego akurat MG chce regulować tę kwestię, skoro banki mu nie podlegają.Takie pomysły mogą spowodować, że z rynku znikną kredyty walutowe, które wciąż dla wielu są dużo tańsze od tych w złotych – mówi jeden z bankowców.
Zastrzeżenia mają także organizacje konsumenckie. – Sztuczne ustalanie kursów mogłoby się okazać szkodliwe także dla klientów. Kursy na wolnym rynku mogą być niższe niż średnie w NBP – ocenia Rafał Łyczek z Fundacji Kup Franki zajmującej się ochroną praw kredytobiorców. Podkreśla, że dobre jest drugie z zaproponowanych rozwiązań, czyli zmiana zapisów kodeksu cywilnego, w wyniku której nastąpiłoby uniezależnienie miejsca kupowania waluty od banku kredytodawcy. To byłoby prawne usankcjonowanie rekomendacji wydanych już przez Komisję Nadzoru Finansowego, a jednocześnie dotyczyłoby wszystkich kredytów – dodaje Łyczek.
Zgodnie z zaleceniami KNF kredytobiorca może zmienić sposób spłaty rat na taki, który umożliwi kupno np. franków czy euro poza bankiem. Praktyka pokazała jednak, że niektóre banki wprowadziły wysokie opłaty za aneksowanie umów, by zniechęcić do zmiany sposobu spłaty rat na bezpośrednio w walucie kredytu.