Ministerstwo Finansów zaleca, aby większość płacy kierowników biur stanowiła stała pensja. Jednocześnie ministerstwo nakazuje, żeby przynajmniej połowę zmiennych składników wynagrodzenia stanowiły udziały lub akcje samego domu maklerskiego albo instrumenty finansowe, których „wartość uzależniona jest od wiarygodności kredytowej domu maklerskiego".
Resort zaleca też, aby polityka wynagrodzeń uwzględniała co najmniej trzyletnią perspektywę i „zapobiegała wynagradzaniu złych wyników". Projektowane rozporządzenie zakłada m.in., że co najmniej 40 proc. bonusu ma być wypłacane po trzech – pięciu latach od okresu, którego dotyczą. W ocenie resortu takie zasady pozwolą ocenić rzeczywistą przydatność danego pracownika i zweryfikować, czy zyski z jednego roku, jakie wypracował, nie przełożą się na spore straty biura w kolejnych latach.
– Projekt rozporządzenia to bardzo istotna ingerencja w działalność biznesową biur. Poddamy go analizie, w jakim stopniu wypełnia on wytyczne unijne, a w jakim zawiera lokalne pomysły – mówi Jacek Jaszczołt, szef Izby Domów Maklerskich.
A nieoficjalnie szefowie biur maklerskich nie zostawiają na projekcie suchej nitki. Zastanawiają się bowiem, jak wyglądać ma wypłata w formie akcji pracowniczych, jeżeli tylko kilka domów maklerskich notowanych jest na GPW lub NewConnect (m.in. Ipopema Securities, DM IDMSA, Capital Partners). Przypominają też, że część podmiotów działa w formie biura niewydzielonego z banku, co oznacza, że trudno przydzielić pracownikom jakiekolwiek akcje (chyba że akcje banku).
Problem jest na tyle istotny, gdyż dla maklerów bonusy to istotna część zarobku, zwłaszcza w czasie hossy, gdy biura zarabiają na ofertach publicznych i na pośrednictwie w transakcjach. Zwykle jednak nagrody były wypłacane w gotówce.