Viktor Orban przez ponad godzinę przekonywał swych rodaków, że nie ma zamiaru rezygnować z głównych założeń swej polityki. Dał przy tym wyraźnie do zrozumienia, że pragnie się ułożyć z UE i jest daleki od próby eskalacji konfliktu.
– Było to przemówienie utrzymane w tonie ugodowym, chociaż pełne odniesień do patriotyzmu ugrupowania Fidesz – ocenia w rozmowie z „Rz" Zoltan Kottasc, publicysta bliskiego Orbanowi dziennika „Magyar Nemzet". Dziennik ten dotarł do projektu odpowiedzi Budapesztu na zarzuty Komisji Europejskiej przedstawione w połowie stycznia.
Wynika z niego, że rząd Orbana gotów jest zmienić przepisy dotyczące przymusowego wieku emerytalnego sędziów i prokuratorów oraz wycofać się z niedawno wprowadzonych regulacji na temat nowej agencji ochrony danych osobowych. Obie te regulacje skrytykowała Komisja Europejska domagając się ich zmiany.
Były to jednak sprawy marginalne w porównaniu z najpoważniejszym zarzutem Brukseli dotyczącym zmiany funkcjonowania banku centralnego. Unia uznała, że zmierzają one do podporządkowania banku rządowi, co jest niezgodne z prawem europejskim. Komisja domaga się zmiany tekstu przysięgi składanej przez kierownictwo banku emisyjnego. Tu jednak Orban nie zamierza ustąpić. W tekście przysięgi znajduje się zobowiązanie postępowania w interesie Węgier, co KE uznała za problematyczne, proponując, aby zastąpić to sformułowaniem o wierności konstytucji.
– Premier Orban ustępuje w niektórych sprawach, ale czyni tak, aby nie można tego interpretować jako porażki – mówi „Rz" Mateusz Gwiazdowski, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. Już wcześniej Orban dawał do zrozumienia, że ustępuje nie przed argumentami, ale przed dyktatem siły. Miał na myśli nie tylko możliwość nałożenia sankcji UE na Węgry, ale pogrzebanie szans na uzyskanie kredytów. Budapeszt chce otrzymać 15 – 20 mld euro pożyczki z Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz UE. Warunkiem rozpoczęcia negocjacji jest zawarcie kompromisu z UE.